Pytania o szkołę rodzenia padają
bardzo często. Zazwyczaj w kontekście czy warto, czy też raczej jest to strata
czasu. Wśród znajomych spotkałam się z opiniami, że „rodzenie to naturalna
sprawa i nikt nie musi kobiety uczyć jak to robić”. To oczywiście porażające
spłaszczenie tematu, na które może sobie pozwolić chyba tylko osoba, która nie
ma zielonego pojęcia o komentowanym przez siebie zagadnieniu. Bo czy szkoła
rodzenia uczy rodzić? Sprawdziłam na sobie. I to podwójnie…
Szkoła Rodzenia przy Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny
Dla mnie był to wybór oczywisty –
szkoła rodzenia przy szpitalu, w którym nasza Perełka przyjdzie na świat.
Placówka przy ul. Madalińskiego w Warszawie, renomowana, „rzut beretem” od domu.
Zresztą sama się tam urodziłam, więc dobrą tradycję trzeba kontynuować. Przy szpitalu
prężnie działa też szkoła rodzenia. Kurs składa się z pięciu 3-godzinnych
spotkań, raz w tygodniu (tak było za „moich czasów” – teraz widzę, że nastąpiła
zmiana i zajęcia są 2 razy w tygodniu). Każde ze spotkań jest podzielone na
część teoretyczną oraz ćwiczenia z fizjoterapeutą (po ok. 1,5h). Zajęcia są
bezpłatne m.in. dla pań zameldowanych w Warszawie – po szczegóły zapraszam
TUTAJ.
W ramach kursu spotykamy się z
psychologiem, który objaśnia wagę obecności przy porodzie osoby towarzyszącej,
a także roli ojca w opiece nad maluszkiem. Wykład ten otworzył oczy mojemu
Ukochanemu i utwierdził go w przekonaniu, że warto aktywnie uczestniczyć w
porodzie. Wtedy jeszcze liczyliśmy na poród siłami natury… Kolejne spotkanie
było prowadzone przez dietetyczkę i dotyczyło diety w czasie ciąży (rychło w
czas!) i karmienia piersią. Duży nacisk był położony właśnie na dietę w czasie
ciąży i przybieranie na wadze – co chyba nie było aż tak potrzebne, skoro
większość uczestniczek zajęć jest już raczej na finiszu ciążowej przygody.
Myślę, że zdecydowanie większy nacisk można było położyć na odżywianie w czasie
laktacji, bo z każdym dniem zauważam coraz więcej dziwnych teorii na ten temat
i już sama powoli się gubię co będzie mi wolno jeść, a czego nie… Na kolejnych
zajęciach poznaliśmy poszczególne etapy porodu. Były to bardzo przydatne
zajęcia, zahaczające też o metody łagodzenia bólu porodowego i okres połogu.
Bezcenna wiedza. Czwarte z zajęć prowadziła konsultantka laktacyjna. Poznaliśmy
mechanizm laktacji i przystawiania dziecka do piersi. Przyszłe mamy miały
możliwość przećwiczenia na udostępnionych przez szkołę lalkach różnych pozycji
do karmienia, co niewątpliwie było ważne i potrzebne. Omówione zostały też ewentualne
problemy, z którymi może się spotkać każda karmiąca mama. Dzięki temu moja
wiedza jest już trochę większa i być może nie spanikuję gdy zauważę objawy np.
nawału pokarmu. Ostatnie zajęcia prowadziła pielęgniarka noworodkowa, dotyczyły
one pielęgnacji noworodka – kąpiel, przewijanie, ubieranie. Bardzo liczyłam na
te zajęcia i chyba trochę się zawiodłam. Oczekiwałam więcej. Główny morał jest
taki, że w kwestii pielęgnacji noworodka każdy ma swoją teorię – czy to
odnośnie pielęgnacji kikuta pępowiny, czy używania emolientów. Rodzicu, sam
musisz podjąć decyzję, bo zdań jest tyle, co wypowiadających się na dany temat
osób…
Ale to tyle teoria. Po każdym
wykładzie następowała część praktyczna – na sali z workami sako, matami i
piłkami do ćwiczeń. Zajęcia prowadzone przez fizjoterapeutę, w naszym przypadku
– sympatyczną panią w sile wieku. Cierpliwie uczyła nas technik oddychania
wzdłuż fali skurczu i parcia. Gruntownie przeszkoliła naszych partnerów na
okoliczność aktywnego uczestnictwa w porodzie – żeby wiedzieli jak nam pomóc, a
nie siedzieli bezczynnie. Pokazała im również jak wymasować opuchnięte kobiece
nogi. Na tych zajęciach poznaliśmy wiele przydatnych ćwiczeń, które później
regularnie powtarzałam w domu. Na ostatnich zajęciach mieliśmy możliwość
poznania zasad masażu Shantala i przećwiczenia tej techniki na lalkach. Ogólnie
zajęcia te były bardzo przydatne i pozwalały nam nie tylko nauczyć się czegoś
nowego, ale i przyjemnie spędzić czas.
Bajkowa Szkoła Rodzenia
Lubię wiedzieć, najchętniej jak
najwięcej. Dlatego też jak tylko zorientowałam się, że w „moim” szpitalu
odbywają się zajęcia jeszcze jednej szkoły rodzenia, nie zastanawiałam się ani
chwili. Bajkowa Szkoła Rodzenia jest organizowana przez Centrum Medyczne CMP.
Co ważne, zajęcia są bezpłatne, nie są też wymagane żadne dodatkowe
zaświadczenia o zameldowaniu lub rozliczaniu podatku dochodowego w Warszawie.
To ogromne udogodnienie chociażby dla „ciężarówek”, które w Warszawie
mieszkają, ale nie mają tu meldunku. Dodatkowo, zajęcia Bajkowej Szkoły
Rodzenia odbywają się w kilku lokalizacjach w Warszawie i Piasecznie, więc
każdy znajdzie miejsce, które będzie mu najbardziej odpowiadało. Pełny kurs to
4 spotkania po ok. 2,5 godz., raz w tygodniu. Po szczegóły zapraszam TUTAJ.
Zajęcia w Bajkowej Szkole Rodzenia
skupiają się głównie na teoretycznym przygotowaniu do porodu. Przez dwa
spotkania bardzo sympatyczna położna z jednego ze stołecznych szpitali dokładnie
tłumaczyła nam wszystkie zagadnienia związane z porodem i cierpliwie
odpowiadała na wszystkie nasze pytania. W kolejnych tygodniach mieliśmy wykład
dotyczący opieki nad noworodkiem (połączony z ćwiczeniami na lalkach),
spotkanie z fizjoterapeutą oraz wykład na temat karmienia piersią (tu też można
było przećwiczyć pozycje do karmienia na lalkach). Zajęcia bardzo przydatne, na
pewno był to pożytecznie spędzony czas.
Osobiście zaskoczyła mnie jedna
rzecz. Obie szkoły rodzenia odbywały się w tym samym szpitalu, ale… podczas
Bajkowej otrzymaliśmy zestaw ulotek dotyczących szpitala, co w ogóle nie miało
miejsca podczas zajęć „szpitalnych” – raczej spodziewałabym się sytuacji
odwrotnej. Drobiazg, ale śmieszny. Druga różnica była jeszcze bardziej nurtująca.
Podczas zajęć „szpitalnej” szkoły rodzenia pytaliśmy czy istnieje możliwość
zobaczenia bloku porodowego i oddziału położniczego. Odpowiedź była negatywna.
Trudno, widocznie takie są procedury w szpitalu. Jakie było moje zdziwienie,
gdy na ostatnich zajęciach szkoły Bajkowej położna ze szpitala przerwała nam
spotkanie i sama zaproponowała zwiedzanie porodówki, organizując nam swoistą
wycieczkę po szpitalu, włącznie ze zwiedzaniem sal porodowych. Można? Można…
Pytanie dlaczego dosłownie kilka tygodni wcześniej było to kompletnie
niewykonalne… To tez sprawiło, że tym bardziej byłam zadowolona z decyzji o zapisaniu się również do Bajkowej Szkoły Rodzenia.
Czy warto?
Zwłaszcza przy pierwszym dziecku
warto uczestniczyć w zajęciach szkoły rodzenia. Wprawdzie w dzisiejszych
czasach wszystko można znaleźć w sieci, ale jednak nic nie zastąpi kontaktu z
żywym człowiekiem, któremu można w każdej chwili zadać nurtujące nas pytania.
Bardzo istotna jest też możliwość wykonania ćwiczeń praktycznych, zarówno tych
z zakresu pielęgnacji i karmienia noworodka, wykonywanych na lalkach, jak i
tych z fizjoterapeutą, które mają nam ułatwić poród. Z całą pewnością nie jest
to strata czasu, a inwestycja. Możemy choć częściowo przygotować się do tego
wielkiego wyzwania, jakim jest rodzicielstwo – więc nie zmarnujmy tej szansy.
Czy podejmę się oceny która z
dwóch szkół była lepsza? Raczej nie, bo obie przekazały mi bezcenną wiedzę.
Gdybym miała zapisywać się na zajęcia jeszcze raz, postąpiłabym tak samo. Bo
niezmiennie jestem pazerna na wiedzę :-)
Teoria teorią, ale za dzień lub
dwa przyjdzie mi zmierzyć się z praktyką. Dopiero wtedy zobaczymy jak to jest i
czy dwie szkoły rodzenia i trzy sesje warsztatowe były w stanie przygotować
mnie do ostatecznego starcia. Trzymajcie kciuki! ;-)
Aktualizacja: Tekst ten napisałam 12 listopada, ale nie doczekał się on publikacji w tamtym okresie. Następnego dnia z samego rana odeszły mi wody i (dziwnie spokojni) wyruszyliśmy w podróż do szpitala. Perełka przyszła na świat 13 listopada, jest moim największym szczęściem. Po ponad tygodniu opieki nad nią jestem w stanie powiedzieć z pełnym przekonaniem - szkoła rodzenia naprawdę dużo daje. I choć wiadomo, że zawsze pojawiają się jakieś wątpliwości czy dodatkowe pytania, ale przynajmniej na starcie mamy już jakąś częściową wiedzę, która naprawdę się przydaje. Gorąco polecam!
Wydaje mi się, że macierzyństwo w oczach wielu osób jest jedną (z niewielu już) rzeczy, którą możemy robić totalnie bez przygotowania. Po co szkoła rodzenia, artykuły, książki, kursy, skoro kobiety od lat rodzą i wychowują dzieci? Ja jednak uważam, że z wiedzy dobrze jest korzystać. I sama też chodziłam do szkoły rodzenia. U mnie była to taka prywatna szkoła, ale darmowa pod warunkiem, że wybrało się od nich położna patronażową na wizyty po porodzie. Zajęcia wspominam świetnie, a i położna, która potem do mnie przychodziła była genialna.
OdpowiedzUsuńNa początku gratuluję szczęśliwego przyjścia na świat Maleństwa :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo doceniam zajęcia w szkole rodzenia! Po pierwsze to był dla mnie wspaniały czas spędzony razem z mężem na poznawaniu siebie i oswajaniu czekającej nas przyszłości. Podczas zajęć dowiedziałam się wielu praktycznych rzeczy i całe mnóstwo z nich wykorzystałam, zarówno przy porodzie jak i opiece nad dzieckiem. Rady, których udzielały nam położne, wynikały bardzo często z ich doświadczenia zdobytego podczas wieloletniej pracy. O pewnych rzeczach trudno byłoby przeczytać nawet w internecie ;) Tak więc polecam uczestnictwo w szkole rodzenia :)
Też chodziłam na szkołę rodzenia i sporo rzeczy na niej dostałam no i oczywiście wiedzę ;)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń