"Ciąża to nie choroba" usłyszysz miliard razy. To prawda. Nie jest to choroba, ale zdecydowanie mamy do czynienia z odmiennym stanem, niekiedy naprawdę utrudniającym funkcjonowanie. Ale nie o tym chciałam pisać. Czy zdarzyło Wam się sterczeć z gigantycznym brzuchem w kolejce na pobranie krwi? A może musiałyście robić gwałtowny unik wózkiem żeby nie zderzyć się z młodzieńcem nadciągającym z naprzeciwka? Otóż to... Czy z brzuchem, czy z wózkiem - dla otoczenia bywasz czasami niewidzialna...
Stój w kolejce - w końcu ciąża to nie choroba
Niektóre miejsca, jak np. Rossmann czy punkt pobrań w Enel-med ozdobione są plakatami informującymi, że kobiety w ciąży obsługiwane są bez kolejki. Jak to wygląda w praktyce? W większości przypadków o swoje prawo do skorzystania z pierwszeństwa trzeba się upomnieć, bo rzadko kiedy zostaniemy wyłowione z tłumu i obsłużone bez kolejki. Jeśli już zdecydujemy się "upomnieć o swoje", musimy liczyć się z reakcją otoczenia. A te bywają różne. Najciekawsze wspomnienia mam z kolejki do laboratorium, w której w sumie spędziłam całkiem sporo czasu - w końcu analizy krwi i moczu w ciąży nie należą do rzadkości. Pewnego dnia czułam się naprawdę podle i postanowiłam delikatnie podpytać ludzi oczekujących w kolejce czy będą tak mili i mnie przepuszczą. I wtem okazało się, że praktycznie wszyscy w tej kolejce są w ciąży, panowie również. A poza tym "ciąża to nie choroba". Nie pozostało mi nic innego jak odstać swoje. Tak tak, odstać, bo usiąść też nie było gdzie. Ledwo to zniosłam. Innym razem jakiś przemiły dżentelmen odpysknął mi, że on nie ma w oczach rentgena i nie ma pewności czy jestem w ciąży. Nadmienię, że byłam wtedy już w 9. miesiącu, więc żadne nadprzyrodzone zdolności nie były potrzebne do tego, żeby stwierdzić mój odmienny stan. Ogólnie rzecz biorąc w takich sytuacjach należy się liczyć z niezbyt miłą reakcją otoczenia. Osobiście za każdym razem niemalże czułam się winna, jakbym chciała tych wszystkich ludzi oszukać i wykorzystać. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi...
Urodziłaś? Masz czapkę - niewidkę!
Idziesz chodnikiem, pchasz przed sobą wózek ze swoim największym szczęściem. Jesteśmy w Polsce, obowiązuje tu ruch prawostronny, więc przestrzegasz przepisów, również poruszając się pieszo. Z naprzeciwka idzie młody chłopak. Zgadnij, kto musi ustąpić? Przecież od dawna wiadomo, że to kobiecie z wózkiem jest łatwiej wykonać unik! Młodzieniec pewnym krokiem idzie przed siebie. Ciekawe czy by wlazł na wózek. Wiem, generalizuję. Ale jakimś dziwnym trafem w ostatnich tygodniach miałam kilka takich przypadków. Gdyby nie unik w ostatnim momencie, doszłoby najpewniej do zderzenia czołowego. Skąd się to bierze w ludziach? Tak ciężko jest zrobić dwa kroki w bok? Tak trudno zmienić raz obrany tor przemarszu? Korci mnie żeby kiedyś twardo iść przed siebie i wtedy zobaczymy jaki będzie finał... Dosłownie kilka dni temu spacerowałam z Perełką po jednym z dużych, warszawskich parków. Pewnie maszerowałam główną alejką. Kątem oka zauważyłam, że boczną, prostopadłą alejką mknie w naszą stronę rowerzysta. Nauczona doświadczeniem - obserwowałam. Asem z fizyki i matmy nigdy nie byłam, ale jego odległość od nas i prędkość wskazywały na zbliżającą się kolizję. Zgadnijcie kto musiał się zatrzymać i ustąpić pierwszeństwa? Otóż to. Czasem czuję się jakbym łapiąc rączkę wózka jednocześnie wciągała na łeb czapkę - niewidkę. I niezmiennie nie mogę się otrząsnąć z szoku, że niektórzy ludzie widzą jedynie koniuszek własnego nosa...
Nie ja ci to dziecko...
A teraz absolutny hit. Historia z zamierzchłych czasów, kiedy jeszcze nawet nie myślałam o macierzyństwie. Historia pokazująca jak parszywie człowiek potrafi się zachować zupełnie bez powodu. Parking na zamkniętym osiedlu, środkiem drogi idzie babka z wózkiem. Nie wiem dlaczego nie szła chodnikiem, może miała jakiś powód, a może nie. Nadjeżdża samochód, trąbi. Babka pospiesznie próbuje zjechać na bok. Ale to nie wystarczy. W samochodzie otwiera się szyba i uroczy pan koło 50-tki wrzeszczy: "sp***aj stąd! no co się gapisz? przecież nie ja ci tego bachora zrobiłem!" Kobitka zbaraniała. Nawet nie chcę myśleć jak musiała się poczuć. A facet? No cóż, najwyraźniej tak go wychowano w domu. Później był ze swojego zachowania bardzo dumny, chwalił się nim przed znajomymi. Skąd to wiem? Ten miły pan był ojcem mojego ówczesnego narzeczonego. Kurtyna...
Nie zawsze jest tak źle
Opisane przeze mnie przypadki mogą smucić i skłaniać do refleksji. Czy naprawdę jest już z nami tak źle, że kompletnie nie dostrzegamy drugiego człowieka? Na szczęście zdarzają się też sytuacje, które przywracają wiarę w ludzką uprzejmość. Pamiętam jak na samym początku ciąży postanowiłam zaopatrzyć się w różne specyfiki przeciwko rozstępom. Akurat w Superpharm były genialne przeceny, a wraz z nimi niestety gigantyczne kolejki. No ale jak się chce kupić tanio, to czasami trzeba się przemęczyć. Pokornie stanęłam w kolejce. Nagle pani stojąca przede mną zauważyła co mam w koszyku i zaczęła wręcz nalegać żebym poszła do kasy bez kolejki. Na nic były moje tłumaczenia, że to sam początek ciąży i że naprawdę czuję się świetnie. Do pani dołączył jeszcze pan. Obydwoje niemalże siłą wypchnęli mnie do przodu i nakazali kasjerce obsłużenie mnie bez kolejki. Można? Można!
A Wy jakie macie doświadczenia z okresu ciąży i z przechadzek z wózkami? Może po prostu mam pecha i trafiam na nieuprzejmych ludzi? Albo najzwyczajniej w świecie zbyt wiele wymagam?
Eh ja już czasem mam dość. Gdy byłam w ciązy (oczywiście niewidzialna) inne matki dawały mi nadzieje mówiąc, że z dzieckiem będzie łatwiej, bo ludzie ustępują, bo nie chcą słuchać płaczu dziecka. I jakoś tego nie zauważam - nie raz stałam w kolejce do kasy, Ala płakała i zero reakcji
OdpowiedzUsuńA wydawałoby się że w takiej sytuacji ludzie będą chcieli Cię przepuścić żeby nie musieć słuchać płaczu. Dla osoby postronnej płacz dziecka musi być wyjątkowo uciążliwy. Ale jak widać dla niektórych minuta krócej w kolejce jest warta więcej niż komfort psychiczny ;-)
UsuńOj oj znam to z autopsji. Wspomniana kolejka w rosku. Zawsze stalam nigdy nie cislam sie do przodu, ale jak kasjerki mnie widziały to prosiły do kasy tłumacząc reszcie, że w ciąży mam pierwszeństwo. Komentarze za plecami zawsze te same - kąśliwe, że z jakiej racji.
OdpowiedzUsuńTo samo na chodniku. Dokładnie tak jak mòwisz. Przykład z wczoraj. Szłam chodnikiem. Musiałam poprawić kocyk w wózku, więc zatrzymałam się tak, że od drogi zostało miejsce a zatrzymałam się bliżej żywopłotu i tu już miejsca na przejście nie było. Za mną przy żywopłocue szła kobiecina. Niestety nie mogła przejść tam gdzie zostawiłam miejsce tylko cisła się koło żywopłotu i dudrała pod nosem że zero kultury bo cały chodnik zajmuję i jeszcze coś tam dudrała...
A kolejka w sklepie i płaczące dziecko to norma.
Masakra.
Właśnie najbardziej dziwi mnie brak reakcji kolejki na płacz dziecka. Chyba każdy normalny człowiek źle znosi taką syrenę alarmową, więc nawet w interesie ludzi powinno być wypchnięcie matki z dzieckiem do kasy. Ja już na wszelki wypadek wizyty z dzieckiem w sklepach ograniczam do niezbędnego minimum, ale to też przesada, w drugą stronę...
Usuń