To były wyjątkowe Święta, pod wieloma względami. Pierwsze z Perełką i pierwsze z Ukochanym. I z jego rodziną... Ludzie to o dobrych sercach, ale wywodzący się z kompletnie innego środowiska niż ja. Liczyłam się z tym, że zarówno od nich, jak i od mojej rodziny usłyszę miliard dobrych rad na temat postępowania z dzieckiem, ale pewne rzeczy naprawdę mnie przerosły...
Perełka, jak to niemowlak: płacze, bo mówić jeszcze nie umie, choć z każdym dniem stara się coraz bardziej ;-) Wieczorami potrafi naprawdę szaleć, zapewne z powodu kolki. Jej płacz wywołał lawinę komentarzy, mniej lub bardziej absurdalnych. Komentarzy na temat szlochania i nie tylko...
1. Płacze, bo ją przekarmiam. Cycem... A jeszcze niedawno ich zdaniem nie miałam pokarmu i bidula chodziła głodna.
2. Płacze, bo jest schynięta (kto mi wytłumaczy co to oznacza?) i musi przyjść jakaś pani Ania, która ją pomasuje, oczywiście za kasę. Warto nadmienić, że pani Ania nie jest ani lekarzem, ani fizjoterapeutą. Tylko panią Anią... I mojego dziecka na pewno nie tknie.
3. Płacze, bo nie przyczepiłam nic czerwonego do wózka i ktoś rzucił na nią urok... Serio?
4. Nie powinnam jeść w czasie karmienia Perełki, bo nakruszę jej do oka. Musiałabym się naprawdę bardzo postarać... A poza tym kto ją wykarmi jak ja padnę z głodu?
5. Na spacery powinnam wkładać jej watę do uszu, bo inaczej będzie chora. Jak wiadomo dziecko w pancernej czapce uszatce nie jest wystarczająco chronione przed wiatrem. Zwłaszcza jeśli leży głęboko w gondoli.
6. I teraz absolutny hit. Powinnam przy pełni księżyca stawiać koło łóżeczka szklankę z wodą, bo inaczej zauroczy ją księżyc. To było powiedziane na poważnie. Nie wiem jak to skomentować.
Jak reagować? Wszelkiego rodzaju tłumaczenia, że nie wierzę w przesądy, wywołują reakcję typu "ale przecież nie zaszkodzi". Jeśli argumentuję, że coś robię, bo tak wyczytałam w książce/gazecie/Internecie są neutralizowane stwierdzeniem, że kiedyś robiło się inaczej. Gdy mówię, że takie postępowanie zalecił mi pediatra, słyszę, że lekarzom nie wolno wierzyć. W tej sytuacji widzę tylko jedno rozwiązanie. Przytakiwać i robić swoje. Wpuszczać jednym uchem, a wypuszczać drugim, filtrując porady, żeby przypadkiem nie przepuścić czegoś wartościowego. Ja naprawdę rozumiem, że wszyscy działają w dobrej wierze, ale czasami granice absurdu są przekraczane i to bardzo... Koniec końców to ja jestem matką i wiem jak opiekować się moim dzieckiem, biorę za to pełną odpowiedzialność. A jak to wygląda u Was? Jak sobie radzicie z tego typu złotymi radami?
P.S. Kto mi powie jak zdjąć ten cholerny urok z Perełki? :-)
Jak zdjąć ten urok? Udaj się Kochana do moich rodzicó, udzielą Ci całego wykładu na ten temat. Nie wiem, czy wiesz, ale najlepiej działa zrobienie znaku krzyża osiusianą pieluszką ;p A z Twojej listy najbardziej "podoba mi się" 4 i5 - nigdy się z tym nie spotkałam
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej zaskoczył ten księżyc. Nigdy nie byłam specem od przesądów, może dlatego pewne rzeczy jeszcze mnie dziwią ;-)
UsuńHmm, spodziewałam się zupełnie innych rad... zaskoczyłaś mnie ;) Przyznam, że nawet punkt 1. jest niestandardowy - ja słyszała raczej, że dziecko jest głodne ;) W miejscu do którego przeprowadziłam się parę lat temu przesądy też bywają silne. Czasem są niegroźne, ale bywa że rodzice zamiast iść z chorym dzieckiem do lekarza, odczyniają urok. Dla mnie to był szok :)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że te "rady" są niestandardowe, ale musiałam to z siebie wyrzucić, jakoś odreagować :-)
UsuńŚwietne są te "złote rady" naszych ciotek, babek itp... Zawsze mnie to nurtuje, że też chce się ludziom takie głupoty wymyślać;-) najbardziej podoba mi się pkt. 6! Ja jednym uchem wpuszczam a drugim wypuszczam...
OdpowiedzUsuńTo jest najlepsza taktyka. Niestety osobiście czasami nie daję rady i niepotrzebnie bawię się w polemikę.
Usuń