I tak oto w ubiegły weekend odwiedziliśmy znajomych, dumnych rodziców 4-miesięcznego synka. Był to dla nas niezły przedsmak tego, co nas czeka. Upał w domu (choć kompletnie tego nie pochwalam i nie wyobrażam sobie żeby u nas w mieszkaniu nie było czym oddychać), zmęczona mama (choć i tak nieźle się trzyma!) i uroczy, ale jednak często płaczący i niechętnie przystawiający się do piersi maluch. Obserwowaliśmy bacznie. Siłą rzeczy tematy "okołodzieciowe" dominowały w rozmowie: poród, laktacja, formalności, ubranka, pieluchy. Obgadaliśmy dosłownie wszystko. I nagle, ni z gruszki ni z pietruszki, padło pytanie: "A co zrobicie z psem jak pojawi się dziecko?!".
Zbaraniałam...
Tak, mam psa. Nawet dwa, ale z nami mieszka tylko jeden z nich. Drugi - poczciwa emerytka - mieszka z moim Tatą na działce. Tam ma znacznie lepsze warunki bytowe, sama jej zazdroszczę. W każdym razie psy są obecne w moim życiu, z krótką tylko przerwą, od 1990 roku, jestem też wierna jednej rasie. Nieduże, ale nadrabiające charakterem. Moje oczka w głowie, pełnoprawni członkowie rodziny. Obie rozpuszczone jak bicz pański. Kocham je bezgranicznie. I przepraszam bardzo, ale co miałabym z nimi zrobić jak pojawi się Perełka? Takie pytanie może zadać chyba tylko ktoś, kto psa nigdy nie miał. Albo "miał" go, z całym szacunkiem, u dziadka w obejściu, w budzie, na łańcuchu... Na dźwięk tego absurdalnego dla mnie pytania w pierwszej chwili zaniemówiłam. Później wzięłam głęboki oddech, co nie było łatwe ze względu na kompletny brak tlenu w pomieszczeniu. A później postanowiłam znajomym spokojnie, rzeczowo opowiedzieć jak wyobrażamy sobie wspólne funkcjonowanie pod jednym dachem psa i dziecka.
Nasza młodsza, mieszkająca z nami, sucz ma swój charakterek. I choć urodziła się w domu, w którym było kilkuletnie dziecko, już dawno zapomniała że dzieci w sumie są fajne. Teraz znienacka nadbiegający i/lub krzyczący kilkulatek kwalifikuje się do natychmiastowej pacyfikacji - dźwiękiem i niestety też trochę zębami. Śmiem jednak twierdzić, że "własne" dziecko, rosnące na jej oczach, będzie miało zupełnie inne prawa. I choć oczywistym jest dla mnie, że będę musiała nad tymi psiowo-dziecięcymi relacjami pracować i czuwać, nie zamierzam z tego tytułu popadać w paranoję, że pies pożre mi noworodka... Oczywiście sporo czytałam też o sposobach przedstawienia dziecka psu. I tak oto:
- Tuż po urodzeniu dziecka, gdy jest ono jeszcze z mamą w szpitalu, zaleca się przyniesienie psu do domu pieluszek tetrowych i ubranek, których dziecię używało - tak żeby zwierz miał możliwość wcześniejszego zapoznania się z nowym zapachem.
- Gdy mama z maluchem przyjeżdżają do domu, pies powinien być na spacerze - tak, żeby to pies wrócił do domu, w którym jest dziecko, a nie odwrotnie - to powinno pomóc w ustawieniu odpowiedniej hierarchii między nimi.
- Trzeba pozwolić psu powąchać dziecko, żeby miał szansę zobaczyć i poznać nowego domownika. Osobiście nie będę miała też nic przeciwko temu żeby sucz np. polizała Perełkę. Sucz jest zdrowa i odrobaczona, a przetarcie twarzy czy rączki Perełki zwilżonym wacikiem raczej nie będzie przekraczało moich możliwości.
- Dodatkowo jako że moja sucz jest potwornie łakoma, zamierzam ją trochę przekupić - w torbie do szpitala mam już spakowane nieduże opakowanie psich smakołyków, które Perełka "wręczy" sierściuchowi na powitanie.
To tyle tytułem powitania między piesiem a dzieciem po przyjeździe ze szpitala. W kolejnych dniach i tygodniach planuję też karmić psa przy dziecku, żeby skojarzył sobie tę przyjemną dla siebie czynność z Perełką. Muszę też bardzo pilnować tego, żeby nie zaniedbać suczy, relacji z nią, zabawy, pieszczot - trochę jak ze starszym rodzeństwem - nie może się poczuć odstawiona na boczny tor. Jestem przekonana, że między nimi powstanie silna więź, zwłaszcza w momencie gdy zaczniemy rozszerzać Perełce dietę - w końcu ktoś będzie musiał dojadać te resztki marchewki, kaszki, zupki... :-) Zawsze będzie można też kraść chrupki kukurydziane i inne wynalazki. A później sojusz zostanie rozszerzony o wspólne zabawy w piaskownicy i baseniku - wszak piach i woda to czynniki euforiotwórcze w przypadku mojego psa. To tyle o młodszej suczy, bo to ona z nich dwóch ma trudniejszy, bardziej nieprzewidywalny charakterek. Do starszej mam stuprocentowe zaufanie, jestem pewna, że będzie uroczym, doskonałym psem rodzinnym. Zresztą ona już chyba wie... Gdy jeszcze kilka tygodni temu urzędowałam na działce, starsza sucz dosłownie nie odstępowała mnie na krok. Chodziła za mną nawet do toalety. Z jakiegoś powodu postanowiła mnie pilnować bardziej niż kiedykolwiek. Ona już wie...
Jestem przekonana, że moje psy staną na wysokości zadania. Z drugiej strony Perełka też będzie wychowywana w duchu poszanowania dla zwierząt - nie ma zgody na szarpanie za ogon czy wsadzanie paluchów do oka. Jeszcze nie wiem jak to wytłumaczę małemu dziecku, ale na pewno będę próbować. I będzie symbioza, zobaczycie. Dlatego też proszę mi nie zadawać absurdalnych pytań typu "co zrobię z psem". Będę go kochać i szanować tak samo jak wcześniej. Albo i bardziej...
Uwielbiam takie pytania. A co mamy zrobić? Oddać do schroniska "na zapas"? Ja mam z kolei kotkę, dość rozpieszczoną, obcych zwierząt czy dzieci nie tolerowała, ale z Alą było inaczej - zobaczyła, że to też jest domownik i nie wolno mu robić krzywdy. Co do szarpania, ciągniecia - Ala ma teraz niestety etap ciągnięcia za włosy, szarpania za ucho - i to nie tylko kota, ale też nas. O dziwo kot znosi to najlepiej.
OdpowiedzUsuńJuż nie pierwszy raz słyszę, że zwierzę ma dużo wyższy poziom tolerancji na "dokuczanie" ze strony dziecka, to jest bardzo budujące. Chciałabym żeby u nas też się udało.
UsuńA co do samego pytania, to dla mnie naprawdę jest absurdalne, aczkolwiek rozumiem też że zdarzają się sytuacje, jak agresja zwierzęcia albo silna alergia dziecka. I wtedy trzeba działać. Ale do cholery sugerowanie mi, że "profilaktycznie" powinnam się pozbyć psiego członka rodziny jest dla mnie po prostu z kosmosu.
Ja tak miałam z kotami. Mój tata uważa, że koty będą atakować dziecko. Mam dwa koty, które na zagrożenie reagują ucieczką, a nie atakiem. Póki co boją się córki i omijają ja z daleka, chociaż już miesiąc jest z nami w domu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym oddać gdzieś nasze kociaki.
OdpowiedzUsuńBrawo, bardzo dobre podejście, w końcu kociaki też należą do rodziny. Słyszałam o przypadku, że kot był dość agresywny w stosunku do dorosłych, natomiast dziecko mogło z nim zrobić absolutnie wszystko i było pod ochroną.
UsuńLudzie to czasem nie mają wyobraźni.. Przecież pieski często tak kochają dzieci i dzieci pieski. Trzeba tylko odpowiednio oboje na to przygotować:) zAPADŁO MI W MÓZG ZDANIE O TYM, ŻE ZNAJOMI MIELI UPAŁ W DOMU? a DLACZEGO? pRZECIEŻ TEMPERATURA NIE ULEGA ZMIANIE JAK DZIECKO MA PRZYJŚĆ NA ŚWIAT.. W dzień powinno być 20-22 st, a w nocy chłodniej, koło 19... U nas tak jest i wydaje mi się, że to jest tak fajnie. Często wietrzymy (tzn wietrzyliśmy, bo teraz robi to za nas rekuperator- polecam), ale fakt, że ludzie często bardziej grzeją jak pojawia się dziecko,a okien nie otwierają "bo je zawieje"...
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego, ale to może nie na mój mózg..
Zapraszam serdecznie do mnie https://sylwiaidzieci2.blogspot.com/
Oj ta temperatura uuw znajomych w domu była zabójcza, nie dało się wysiedzieć, aż robiło mi się słabo. Ja rozumiem, że np. na czas kąpieli powinno być dość ciepło, ale poza tym nie może być tak, że w domu czy mieszkaniu nie ma czym oddychać! Ani to potrzebne, ani tym bardziej zdrowe... A później nagle zdziwienie, że dziecko ma słabą odporność i przy byle okazji choruje.
Usuń