Zawsze zastanawiało mnie dlaczego
tak często ludzie, żyjący „na kocią łapę” na wieść o ciąży w popłochu planują
legalizację związku. Wydawało mi się to mało poważne, bo ślub powinno się brać
z przekonania, a nie dlatego, że dziecko jest w drodze. Teraz już wiem… I zaczynam
rozumieć…
Nie mamy z Ukochanym ślubu. Nie
był nam do niczego potrzebny, nawet gdy postanowiliśmy powołać do życia
Perełkę. Nie zastanawialiśmy się nad formalnościami, a jedynie nad tym, żeby
stworzyć szczęśliwą rodzinę. Tak naprawdę na formalności zwrócił mi uwagę… mój
lekarz prowadzący ciążę. Wyraził on głębokie zaniepokojenie faktem, że żyję w
kompletnej beztrosce zamiast jeszcze przed porodem włóczyć się po urzędach. Ja
tymczasem wychodziłam z założenia, że po prostu po urodzeniu się Perełki
pójdziemy razem do urzędu, zarejestrujemy córkę i będzie po bólu. Jakie było
moje zdziwienie, gdy lekarz zaczął niemalże straszyć mnie (w dobrej wierze
oczywiście) konsekwencjami wynikającymi z takiego beztroskiego podejścia do
tematu. Doradził mi, żebyśmy czym prędzej, jeszcze przed porodem, załatwili w
Urzędzie Stanu Cywilnego uznanie ojcostwa. Dobrze, zrobi się…
Zaczęliśmy badać temat. W
Internecie wszystko wyglądało banalnie łatwo: idziemy do dowolnego USC z
dowodami osobistymi, podpisujemy oświadczenia i już. Super! Tak to ja mogę
załatwiać wszystkie formalności. Umówiliśmy się, że odwiedzimy jeden ze
stołecznych Urzędów Stanu Cywilnego w poniedziałek, bo wtedy jest dłużej czynne
i Ukochany nie będzie musiał zrywać się z pracy. Jako że przyczłapałam się do
urzędu trochę wcześniej i zorientowałam się, że nie ma absolutnie ani jednego
interesanta (szok! zdziwienie! radość!), postanowiłam zacząć działać jeszcze
przed przybyciem Ukochanego. Pani urzędniczka nie wyglądała na zapracowaną, a
jednak kazała mi czekać. Później w przypływie łaski zapytała co od niej chcę.
Gdy powiedziałam, że chodzi o uznanie ojcostwa i że termin porodu to połowa
listopada, pani zrobiła zdegustowaną minę i rzuciła „no nie wiem, może jakoś
zdążymy”… Słucham? Przychodzę po byle świstek z blisko 1,5-miesięcznym
wyprzedzeniem i „może zdążymy”? Okazało się, że nic nie załatwimy od ręki (choć
urząd był puściusieńki) i że musimy się umówić na audiencję. Pierwszy wolny
termin – za 2-3 tygodnie i to też z wielką łaską i stękaniem. Coś mnie tknęło i
zapytałam czy na pewno potrzebne są tylko dowody osobiste. A skąd! Jeszcze
odpis skrócony aktu urodzenia matki i zaświadczenie od lekarza o ciąży (+ na
kiedy jest wyznaczony termin porodu). Zaświadczenie najlepiej wystawione tuż
przed umówioną audiencją w urzędzie – tak jakby tydzień czy dwa różnicy
powodowały, że nagle coś się w kwestii mojej ciąży zmieniło. Bzdura.
Zagotowałam się, no ale nie ma wyjścia, trzeba to załatwić. Na odchodne pani
rzuciła mi, że mogę sobie poszukać innego USC , np. gdzieś pod Warszawą. Może
tam mają mniej urodzeń i zgonów, a tym samym mniej pracy. Może tam załatwię szybciej…
Nie ukrywam, że troszkę szlag mnie
trafił, bo jak inaczej mogę zareagować jeśli pani w pustym urzędzie proponuje
mi 3-tygodniowy termin załatwienia sprawy i do tego jest tak przebrzydle
niemiła, że nie mam ochoty absolutnie nic u niej załatwiać. Ukochany zaczął
drążyć temat, dzwonić po innych urzędach i pytać jak to wygląda. Okazuje się,
że praktycznie każdy urząd ma inne podejście do tematu dokumentacji potrzebnej
do uznania ojcostwa. W jednym w ogóle nie potrzeba odpisu aktu urodzenia matki,
w drugim zamiast zaświadczenia lekarskiego o ciąży wystarczy karta ciąży do
wglądu (w końcu tam też jest pieczątka i podpis lekarza, a także planowany
termin porodu). Istny dom wariatów, każdy mówi co innego. Na szczęście
zaświadczenie o ciąży to żaden problem, akurat miałam wizytę kontrolną i
świstek dostałam od ręki. Lekarz uśmiał się, że „dopiero teraz” się za to
zabraliśmy. Jeżeli 1,5 miesiąca to mało, to ja dziękuję… Odpis skrócony aktu
urodzenia znalazłam w domu, w swoich papierach. Ufff, wszystko mamy, można
działać.
Ukochany znalazł USC w pewnej
podwarszawskiej miejscowości. Przemiła (można? można!) pani powiedziała, że
wszystko nam załatwi od ręki, jeśli tylko przyjedziemy z kompletem dokumentów. Spoko,
wszystko mamy. Ale nagle okazuje się, że mój odpis skrócony aktu urodzenia może
mi zasadniczo posłużyć już tylko jako papier toaletowy. Albo mogę sobie z niego
zrobić samolocik. W każdym razie na pewno nie nadaje się do załatwienia
uznania, bo w 2015 roku zmienił się system i teraz akt urodzenia musi być
przeniesiony do nowego systemu w postaci elektronicznej. Oczywiście pani w
poprzednim, warszawskim urzędzie nawet się o tym nie zająknęła, więc z dużą
dozą prawdopodobieństwa gdybyśmy się tam pojawili po tych 3 tygodniach
oczekiwania, okazałoby się, że mam akt urodzenia nie taki jak potrzeba i znowu
nie da się nic zrobić. Chyba bym wybuchła… No ale wracając do podwarszawskiego,
bardziej przyjaznego urzędu, pani zaproponowała, że UWAGA UWAGA załatwi za mnie
wszystkie formalności związane z umieszczeniem mojego aktu urodzenia w bazie i
jak do niej przyjadę, zostanie mi już tylko podpisanie dokumentów. Jak
obiecała, tak też zrobiła, złota kobieta… Przyjechaliśmy do Urzędu,
podpisaliśmy dwa papierki i dostaliśmy potwierdzenie uznania ojcostwa. Trwało
to może z 15 minut. Szybko, miło, sympatycznie. Ni e czuliśmy się tam jak
intruzi i było widać, że kobitka szczerze chce nam pomóc załatwić temat raz na
zawsze. Boże, jak wiele zależy od tego na jakiego urzędnika się trafi…
Podsumowując: gdybyście kiedyś
mieli załatwiać uznanie ojcostwa, z odpowiednim wyprzedzeniem wybierzcie sobie
urząd, w którym chcecie to załatwić. Prawidłowość jest taka, że w mniejszych
miejscowościach można to załatwić bardzo szybko czy nawet od ręki, natomiast w
Warszawie (być może w innych dużych miastach też) trzeba się wcześniej umówić
na konkretny termin i czas oczekiwania na spotkanie z urzędnikiem może wynieść
ok. 2-3 tygodnie. Następnie radzę dokładnie dowiedzieć się w wybranym urzędzie
jakie dokumenty są wymagane, żeby mieć czas na załatwienie zaświadczenia od
lekarza albo umieszczenia aktu urodzenia matki w tej nieszczęsnej nowej bazie
danych. Dopiero po takim przygotowaniu teoretycznym warto spotykać się z
urzędnikiem. Ale i tak niezależnie od wszystkiego trzeba mieć dużo szczęścia
żeby trafić na normalną, uczynną osobę, a nie babsko, które będzie robiło
łaskę. Przeraża mnie jeszcze jedna rzecz. Mimo wszystko będę musiała jeszcze
raz zmierzyć się z ta wredną „zapracowaną” paniusią w warszawskim (na wszelki
wypadek nie wymieniam dzielnicy) USC, bo jest to urząd właściwy dla rejestracji
dzieci urodzonych w wybranym przez nas szpitalu. Już się boję. Może już
powinnam umówić się gdzieś na koniec listopada, żeby wyrobić się w terminie?
:-)
WOW ale macie maras...
OdpowiedzUsuńJa nawet przed porodem nie myślałam o tym. Poszłam po porodzie z moim do urzędu. Musieliśmy wypełnić trochę więcej papierków i zdecydować jakie nazwisko ma dziecko i to wszystko. Z powodu upartego systemu zajęło nam to prawie 2h, ale załatwiliśmy to w 1 dzień.
Na upartego też mogliśmy tak zrobić, ale zawsze jest ryzyko, że z jakichś przyczyn po porodzie nie będziemy w stanie razem iść do urzędu i wtedy ojciec w zasadzie nie ma prawa do własnego dziecka. Wyobraźmy sobie np. taką hipotetyczną sytuację, że coś złego przytrafia się matce. Z prawnego punktu widzenia ojciec jest wtedy jakimś obcym facetem...
UsuńMy też woleliśmy załatwić uznanie ojcostwa. Głównie po to, żebyśmy po porodzie nie musieli jechać z córką to załatwiać. Ale problemu nie mieliśmy, jedynie potrzebowaliśmy wziąć nasze akty urodzenia, bo urodziliśmy się gdzieś indziej niż miasto zamieszkania ;) A nasz ginekolog jak prosiłam go o zaświadczenie, że jestem w ciąży (u nas w USG wymagali zaświadczenia, a nie karty ciąży) to zażartował własnie czy potrzebuję tego, bo będziemy brać ślub przed porodem - a do porodu został nam już wtedy tylko miesiąc ;p
OdpowiedzUsuńOtóż to. Załatwienie tego przed porodem daje ten komfort, że później nie musicie wszystkiego załatwiać razem, z malusim dzieckiem, w urzędach i przychodniach pełnych zakatarzonych ludzi ;-) Poza tym jeśli faktycznie będę miała cc, kto wie jak będę się czuła? Jeśli można sobie pewne formalności ułatwić, warto skorzystać. Zwłaszcza że, jak widzę, w innych miejscach w kraju jest to robione bez problemu :-)
Usuń