środa, 2 listopada 2016

Ciąża - 9 miesięcy przyjemnych czy trudnych?

To był sam początek marca. Po cichutku liczyłam na to, że mogło nam się udać, choć dopiero zaczęliśmy starania. Przecież niektóre pary próbują całymi miesiącami, więc dlaczego nam, staruszkom, miałoby się udać od razu?




Niemniej jednak nadzieja była. Ogromna. Do tego stopnia, że w drogerii dopadłam najczulszy z dostępnych testów ciążowych. Zrobiłam. Czekam. Jedna kreska... Od ciągłego wpatrywania się niestety druga nie chciała się jakoś pojawić... Ale z drugiej strony byłam osłabiona, jakby ciągle zmęczona. Od internisty wyżebrałam skierowanie na podstawowe badania, żeby zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Pani doktor wysłuchała opowieści o moim osłabieniu, po czym rzuciła "a w ciąży to pani nie jest?". No cóż, staramy się, chciałabym, ale ten test. Wynik negatywny... Pani doktor jednak na wszelki wypadek dała mi tez skierowanie na HCG, gonadotropinę kosmówkową. Poleciałam zrobić badania i co? Znowu oczekiwanie... Najpierw pojawiły się wyniki morfologii i moczu. Wszystko w normie. No pewnie, przecież zawsze miałam dobre wyniki. Pod sam wieczór pojawiły się też wyniki HCG. Grubo powyżej 400. A jednak! Udało się! :-) I wtedy ugięły się pode mną nogi, bo co innego o czymś myśleć, marzyć - a co innego już to widzieć, czarno na białym. Stało się, nie ma odwrotu!




To jest rewolucja, zwłaszcza jeśli masz już swoje lata i swoje pozornie poukładane życie. Nagle zaczynasz zadawać sobie pytania... Jak mój organizm to zniesie? Czy urodzę zdrowe dziecko? Czy będę w stanie zmienić całe swoje życie? Jak to będzie? O ironio, odpowiedzi na te pytania były wcześniej oczywiste, ale gdy zaczynasz się nad nimi zastanawiać już po otrzymaniu pozytywnego wyniku, perspektywa magicznie się zmienia i nie wszystko jest już stuprocentowo jasne i klarowne. Bałam się bardzo. Tych zmian, które zajdą z moim organizmie. Zmian, które zajdą w moim życiu (tych na dobrą sprawę cały czas nie jestem pewna, zobaczymy co przyniesie przyszłość). Ale do rzeczy...




Pierwszy trymestr jest kojarzony ze złym samopoczuciem i nudnościami. Czy może być inaczej? Czy bez porannych wymiotów to w ogóle ciąża? ;-) Mój organizm zareagował po swojemu. W pierwszej kolejności uznał, że nie będzie przyjmował kofeiny, co dla mnie jako wieloletniego kawosza było sporym zaskoczeniem. No ale na kawie świat się nie kończy. Kolejnym objawem było zmęczenie, praktycznie już o 20-21.00 padałam na pysk. Najchętniej już właściwie po powrocie z pracy padałam na łóżko i wegetowałam do wieczora. W dni wolne od pracy wybierałam się, jak za starych dobrych czasów, na długie spacery (bieganie za namową lekarza zawiesiłam na czas ciąży), najchętniej takie po kilkanaście kilometrów. I tu mój organizm postanowił pokazać mi żółtą kartkę. Już w połowie 7. tygodnia pojawiły się upławy. Takie dziwne, jakby w kolorze karmelu, inne niż do tej pory. Przewertowałam Internet, z niemal stuprocentową pewnością, że znajdę tam uspokajające informacje, że to normalne w ciąży. Błąd, duży błąd. Oszukałam się... W popłochu umówiłam się na wizytę do ginekologa, pierwszego z brzegu, bo do mojego lekarza prowadzącego są koszmarne kolejki. Efekt? Proszę brać Duphaston (przeciwporonny), dużo odpoczywać i trzymać kciuki... Wylądowałam na zwolnieniu, z głową pełną czarnych myśli. A co jeśli mój organizm faktycznie postanowi się "oczyścić"? Co jeśli przesadziłam ze spacerami? Może trzeba było bardziej się oszczędzać? I wreszcie, najmniej istotne, ale jednak... Jak zareagują w pracy? Na tym etapie jeszcze nie zdążyłam poinformować pracodawcy o ciąży, ale szybko przestałam się przejmować czyjąkolwiek reakcją. Dziecko było najważniejsze - bo choć to był sam początek naszej wspólnej przygody, tuż przed wystąpieniem upławów byłam na pierwszym badaniu USG, widziałam moją "fasolkę" i jej uratowanie było absolutnym priorytetem. Upławy szybko ustąpiły, ale strach pozostał. W sumie przyjmowałam Duphaston aż do 18. tygodnia, gdy lekarz stwierdził, że zagrożenie poronienia jest już znacznie mniejsze. Jak, poza tymi atrakcjami, minął pierwszy trymestr? Ani razu nie miałam nudności, choć zdaje się to być najbardziej "popularny" objaw wczesnej ciąży. Zamiast nudności mój organizm wymyślił sobie jednak coś równie uciążliwego. Regularnie czułam jakby ktoś mnie ściskał za gardło. Ohydne uczucie, powodujące, że nie chce się jeść, pić, żyć. Paradoksalnie jedzenie pomagało ten objaw złagodzić, choć zmuszenie się do jedzenia w takiej sytuacji było nie lada wyzwaniem. Pomagało też picie hektolitrów wody, 6-litrowy baniak wody źródlanej z trudem wystarczał mi na dwa dni. Miałam ogromną nadzieję, że ten "gardłościsk" minie wraz z pierwszym trymestrem. Minął! Podsumowując: nudności wcale nie muszą występować. Natomiast pojawienie się upławów innych niż bezbarwne, białe czy żółte należy natychmiast skonsultować z lekarzem. Nie warto bagatelizować tego objawu, bo skutki mogą być tragiczne i nieodwracalne...




Drugi trymestr książkowo jest okresem, w którym kobieta czuje się dobrze i ma siłę przenosić góry. Szczerze? Dokładnie tak to wyglądało u mnie. Czułam się dobrze, nie miałam żadnych dolegliwości, a ciążowy brzuszek był jeszcze na tyle delikatnie zarysowany, że nie miał żadnego wpływu na codzienne funkcjonowanie. To był magiczny czas długich (choć nie tak długich jak przed ciążą) spacerów po lesie, latania po sklepach żeby upolować co lepsze okazje ciuszkowe dla Perełki (tak, już wtedy wiedzieliśmy że będzie to Perełka), ale też leniwego wylegiwania się na działce w myśl zasady, że to "ostatnie takie wakacje" i że już nigdy nie będzie tak samo. W tym czasie udało nam się też zaplanować krótki wypad nad morze. I choć kondycja już nie ta, sił mimo wszystko mniej niż przed ciążą, to trzeba przyznać, że był to dla mnie niewątpliwie najlepszy etap ciąży. Z typowo ciążowych objawów zaczęła się jedynie pojawiać zgaga - ale w miarę lekka, nieregularnie występująca i jeszcze w miarę znośna. Podstawą radzenia sobie z nią było to, żeby w domu zawsze znajdował się zapas migdałów - zazwyczaj już kilka sztuk załatwiało sprawę i mogłam normalnie funkcjonować. No i woda, znów dużo wody, właściwie to absolutna podstawa w czasie ciąży - prawie dwie zgrzewki wody na tydzień były bezpiecznym zapasem. Do tego jeszcze lekka herbata i kawa zbożowa. Na pewno mój organizm nie mógł narzekać na niewystarczającą ilość płynów... W drugim trymestrze zaczyna się też dziać rzecz magiczna. Najpierw czujesz dziwne bulgotanie w brzuchu. Z czasem przechodzi ono w regularne już ruchy, uderzenia, kopnięcia. Tak jest... To ta istotka, która za chwilę zrewolucjonizuje Twój świat, informuje o swojej obecności! Cudowne uczucie... Podsumowując: drugi trymestr zazwyczaj jest najlepszym czasem ciąży i trzeba to wykorzystać! Jeśli lekarz nie widzi przeciwwskazań, warto się ruszać. I warto też zacząć kompletować wyprawkę dla malucha, bo później z każdym tygodniem będzie już coraz trudniej.




Trzeci trymestr to czas, w którym dziecko już zdecydowanie przybiera na wadze - a razem z nim mama. Brzuch jest coraz większy i w pewnym momencie okazuje się, że założenie skarpetek to nie lada wyczyn, a i framuga drzwi potrafi człowieka znienacka zaatakować - w końcu jeszcze niedawno byłam znacznie "cieńsza" w pasie... Początki trzeciego trymestru bywają jeszcze w miarę łagodne, przynajmniej tak było w moim przypadku. Byłam aktywna, z zapałem kończyłam kompletować wyprawkę - kupowaliśmy "gabaryty", czyli wózek, fotelik i łóżeczko. Dolegliwości zaczęły się pojawiać, ale trudno uznać żeby były bardzo uciążliwe: a to jakaś lekka zgaga, jakieś zabłąkane hemoroidy, które wylazły, ale nie bolą. Nawet wreszcie w 37. tygodniu ciąży dorobiłam się lekkiego obrzęku kostki - ale potrzymał mnie jakieś 3 dni i dał sobie spokój. Dalej jestem w stanie prowadzić samochód, regularnie latam też na spacery, przynajmniej godzinka ruchu dziennie musi być. Aktywność w końcówce ciąży jest ważna, ale warto też znaleźć czas na to, żeby po prostu bezczynnie poleżeć, odpocząć - bo już za chwilę, za momencik nie będzie to takie łatwe. Powieki na zapałki są tylko kwestią czasu w obliczu zbliżającej się wielkimi krokami rewolucji. Czy zawsze trzeci trymestr jest łagodny i w sumie przyjemny? Od koleżanek słyszałam opowieści o spaniu na siedząco ze względu na koszmarną zgagę, o bolesnych, krwawiących hemoroidach czy o obrzękach, przez które wciśnięcie butów na stopy było misją nie do zrealizowania. Myślałam, że u mnie będzie tak samo, zwłaszcza że organizm już niemłody i teoretycznie mógłby gorzej znieść spore obciążenie, jakim niewątpliwie jest ciąża. Ale nic z tych rzeczy! Teraz na granicy 38. i 39. tygodnia mogę śmiało powiedzieć, że los obszedł się ze mną łaskawie. Podsumowując: trzeci trymestr w dużej mierze jest loterią - u jednej z nas będzie przebiegał przyjaźnie, ale innej da zdrowo popalić i spowoduje, że będziemy się modlić żeby już wystąpiły skurcze czy odeszły wody. Trudno tu doszukiwać się jakiejś prawidłowości.




Jakie były te wszystkie tygodnie? Na pewno niepodobne do moich dotychczasowych życiowych doświadczeń. Zupełnie nowe "obszary" do odkrycia. Najgorzej znosiłam "gardłościsk" z pierwszego trymestru, ale już prawie puściłam to w niepamięć. I choć wiem, że dla niektórych "ciężarówek" ciąża potrafi być gehenną, ja miałam w tej kwestii sporo szczęścia. Mogę śmiało powiedzieć, że poza kilkoma trudniejszymi do zniesienia epizodami, było to niesamowite doświadczenie. Wszystkim Wam życzę takiego przebiegu ciąży. Jestem żywym dowodem na to, że nawet w wieku 34 lat można ciążę przejść niemalże książkowo, z dolegliwościami na naprawdę przyzwoitym poziomie. I gdyby było mi dane jeszcze kiedyś znajdować się w takim stanie, chciałabym go przechodzić podobnie.




Jedno jest pewne: ten umowny okres 9 miesięcy upłynął w iście ekspresowym tempie. Przecież dopiero co cieszyliśmy się z wyników pierwszych badań, a tu już najwyższy czas wypuścić Perełkę z "klatki". Wszyscy tu na nią czekamy. I teraz dopiero się zacznie...

2 komentarze:

  1. Jeeeej ty już jesteś tak blisko rozwiązania. Czekam z niecierpliwością na to ;)
    U mnie też pierwszą (i jedyną) oznaką ciąży było to, że odrzucało mnie od mojej ulubionej kawy. A kreski były 2 chociaż 2 taka bledziutka, że aż ledwo widoczna. Zachowaliśmy test na pamiątkę ;)
    P.S. Zdjęcia cudne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, już jestem na finiszu, dziwne uczucie :) A fotki to wszystkie moje ukochane widoczki, uchwycone na działce albo na spacerach - w czasie tych paru specyficznych miesięcy :)

      Usuń