piątek, 22 września 2017

Wielka moc małych książeczek - "Świat Maluszka" AWM

Kolejne miesiące mijają, latorośl coraz starsza, dosłownie rośnie w oczach. Rozwija się na wszystkich płaszczyznach. I tylko jedna rzecz pozostaje niezmienna - zamiłowanie do książeczek.

Czy pamiętacie naszą recenzję książeczek dla niemowląt z serii "Obrazki Maluszka"? To od nich zaczęła się nasza przygoda z Wydawnictwem AWM. Przygoda pełna kolorów, pełna emocji i czasu spędzanego wspólnie z dzieckiem. Teraz chciałabym Wam zaprezentować inną serię książeczek dla najmłodszych odbiorców, a mianowicie "Świat Maluszka". Zapraszam!


Niepozorne one są, nieprawdaż? Nieduże, wręcz kompaktowe (zaledwie 10 x 10 cm). To ma swoje zalety, bo taka malutka książeczka mieści się w każdej torbie czy organizerze do wózka. A co za tym idzie, ulubione wydawnictwa mogą nam zawsze towarzyszyć na spacerach. Na dobrą sprawę książeczka i w maminej kieszeni się zmieści, dzięki czemu w dowolnej chwili może być pod ręką, gotowa do działania. Podobnie jak w przypadku "Obrazków Maluszka", mamy tu do czynienia z postacią harmonijki wykonanej z grubszej tekturki. Dzięki solidnemu materiałowi małemu człowiekowi trudno jest taką książeczkę "zamordować" - gryząc, miętosząc i ciskając nią o ziemię. Bo nie oszukujmy się, ale szacunku do książek człowiek uczy się dopiero w nieco późniejszym okresie... "Świat Maluszka" tymczasem jest maluszkoodporny i z godnością znosi wszystkie tortury, które tylko przyjdą dziecku do głowy. Sprawdzone!


W środku - coś innego, bardziej "dojrzałego" - zdjęcia przedmiotów zamiast rysunków. Nieco starszym dzieciom ułatwi to poznawanie świata, który wszak namalowany nie jest. Znana formuła, czyli jeden obrazek na stronie plus odpowiadający mu napis. Po co napisy w książeczce dla tak małego dziecka? Hmmm, mój Tata ostatnio wziął zebrę za psa, więc śmiem twierdzić, że napisy w dużej mierze są dla nas, dorosłych, na wypadek gdybyśmy nie wykazali się wystarczającą czujnością :) Ogólnie rzecz biorąc jest kolorowo i przyjemnie, czyli tak jak być powinno, żeby przyciągnąć uwagę małego człowieka.


Trafiło do nas aż pięć książeczek z serii "Świat Maluszka":

  • "Łąka" - od ważki, przez mlecz, aż po bociana, czyli wszystko co można spotkać na łące i ogólnie w stanie dzikim
  • "Dźwięki" - przypomnijmy sobie taki trudny wyraz jak "onomatopeja", a następnie nauczmy dziecko wszystkich dźwięków, które mogą wybrzmieć w naszym otoczeniu - dobra zabawa i kupa śmiechu zapewnione!
  • "Smacznego!" - sprzęty kuchenne i produkty spożywcze, również takie, które moje dziecko na razie może zobaczyć jedynie na obrazku, tj. słodycze...
  • "Kolory i kształty" - miła dla oka nauka barw i kształtów 
  • "Owoce i warzywa" - czyli fajny sposób na zareklamowanie tej nieciekawej papki, którą serwujemy maluszkowi łyżeczką ;)

Czy takie książeczki służą jedynie do "pokazywania" dziecku świata i uczenia wyrazów? To by było zbyt banalne. W przypadku małego obywatela taka mała, niepozorna książeczka zastosowań ma kilka. Jest niezastąpiona jako "przykuwacz uwagi" (a może raczej "odwracacz"?) podczas zmiany pieluchy, gdy coraz bardziej energiczny maluch wije się jak piskorz. Podobnie przy posiłkach - z taką pomocą przebiegają one spokojniej. Oczywiście - byłoby lepiej gdyby dziecko koncentrowało się wyłącznie na jedzeniu, ale nie oszukujmy się - nie każdy maluch będzie w stanie tak funkcjonować. Jeśli mam wybór walczyć z płaczącym dzieckiem albo pokazywać mu obrazki w książeczce i spokojnie(j) podawać obiad, wybieram tę drugą opcję i jednocześnie mam nadzieję, że z czasem dzieciuch się trochę ucywilizuje. Tak czy inaczej, u nas książeczka podczas posiłków zawsze musi być pod ręką, żeby wkroczyć do akcji gdy atmosfera zacznie się robić gorąca. Podobnie na spacerach... Czasem siedzenie w wózku po prostu zaczyna się robić nudne i wtedy warto sięgnąć po zabawki i książeczki właśnie. A w domu - jest to cudowne remedium na paskudne, deszczowe dni i nie tylko. Na bazie takich prostych książeczek można zbudować całą opowieść. Nieco starszego maluszka warto też zaangażować do wspólnej zabawy typu "pokaż gdzie miś ma oko". Spróbuj też spytać dziecko który obrazek, kolor, kształt podoba mu się najbardziej - to skupienie na małej buzi jest czymś pięknym! 


Nie są to jedynie książeczki. To inspiracja. Pole do popisu. Wyzwanie dla nas, rodziców, żeby z tego zadrukowanego kawałka tektury wykrzesać jak najwięcej korzyści dla dziecka. Żeby wspólnie spędzać czas ucząc, pokazując i tłumacząc, ale też pozwolić dziecku samemu obserwować i wybierać. Książeczki "Świat Maluszka" nadają się do tego idealnie.

Seria "Świat Maluszka" jest znacznie bogatsza, zaprezentowałam jedynie jej część. Wszystkie książeczki wchodzące w jej skład można zobaczyć i zamówić na stronie AWM - Agencji Wydawniczej Jerzy Mostowski. Zapraszam!

czwartek, 14 września 2017

AliExpress czyli garść informacji o zakupach u Chińczyka

Istnieje w sieci pewne miejsce. Jeśli jeszcze go nie znasz, masz szczęście! Kusi jak gejsza i wciąga jak bagno. To AliExpress...


Co?!

AliExpress to gigantyczna platforma handlowa, dzięki której można zamawiać towar bezpośrednio od chińskich sprzedawców. Co tam znajdziemy? Nie będzie w tym wielkiej przesady, jeśli powiem, że wszystko. Elektronika, biżuteria, ubrania, zabawki - lista kategorii jest naprawdę długa. Kupisz telefon i baloniki, łyżeczkę do herbaty i buty w kształcie gołębia. Jeśli Twoja wyobraźnia coś sobie wykombinuje, z dużą dozą prawdopodobieństwa Chińczycy już mają to wystawione na sprzedaż.


Chciałabym ale się boję...

Wiem jak jest. Słyszysz o składaniu zamówienia w Chinach i momentalnie zaczynają się pojawiać wątpliwości. Sama to przerabiałam. Zanim zgłębiłam temat i zdecydowałam się zamówić pierwszy drobiazg, minęło sporo czasu. Wszyscy już dawno kupowali, a ja wciąż myślałam, że to jakaś skomplikowana operacja. Bzdura! Zaraz rozprawię się z Twoimi wątpliwościami ;)
  • Koszty przesyłki są bardzo wysokie. | Eee tam. Bardzo dużo towarów ma darmową dostawę. Tym samym rzeczy tanie są naprawdę tanie, czasem są to dosłownie groszowe sprawy. Towary z darmową wysyłką dość łatwo wyłowimy stosując odpowiedni filtr w wyszukiwarce produktów.
  • Przesyłki idą bardzo długo. | To trochę loteria. Czasem przesyłka idzie dwa tygodnie, a czasem kilka miesięcy, jeśli gdzieś zabłądzi po drodze. Zazwyczaj w ciągu miesiąca zamówienia mam już u siebie. Oczywiście nie ma porównania do zakupów krajowych, które są realizowane z dnia na dzień, ale można się do tego przyzwyczaić.
  • Trzeba płacić w dolarach ponosząc koszt przewalutowania. | To była moja główna obawa, a lenistwo i ignorancja długo nie pozwoliły mi "odkryć" jak jest naprawdę. Otóż owszem: ceny podane są w dolarach (można sobie ustawić wyświetlanie cen również w innych walutach, w tym i PLN), ale płacimy normalnie, w złotówkach, nie ponosząc dodatkowych kosztów.
  • Trzeba mieć kartę kredytową i podać jej numer. | Można, ale nie trzeba. Jeśli nie chcesz płacić kartą, wybierasz opcję "innych metod płatności", a tam kryją się m.in. Przelewy24. Można zapłacić szybkim przelewem typu mTransfer albo BLIKiem. Ekspresowo, bezpiecznie i za free.
  • Sprzedawca może mnie oszukać i nie wysłać towaru. | AliExpress działa tak, że opłata za zamówienie wcale nie trafia od razu do sprzedawcy. Jest ona odnotowana w systemie, ale zostaje przekazana sklepowi dopiero w momencie, gdy potwierdzisz otrzymanie przesyłki lub automatycznie po zakończeniu okresu ochrony, w którym przesyłka powinna do Ciebie dotrzeć. Jeśli przesyłka nie dotrze w tym terminie, otwierasz tzw. spór i w ogromnej większości przypadków AliExpress zwraca pieniądze. Jeśli zaś sprzedawca w ogóle nie wyśle zamówienia w deklarowanym przez siebie w ofercie terminie, pieniądze automatycznie wracają na Twoje konto. Sprawdzone - działa.
  • Boję się, że dostanę jakieś badziewie albo towar ulegnie uszkodzeniu w transporcie. | Jest taka opcja. AliExpress to takie trochę "zakupy z niespodzianką". Nigdy na 100% nie wiadomo co przyjdzie, ale ten dreszczyk emocji jest całkiem zabawny ;) Warto dokładnie czytać opisy aukcji i ewentualne opinie (feedback) osób, które już na tej aukcji kupiły. W przypadku zakupu odzieży czy butów trzeba koniecznie patrzeć na tabele rozmiarów i wartości w centymetrach, a nie na same rozmiary. Jeśli przyjdzie do nas coś niezgodnego z opisem lub uszkodzonego, robimy zdjęcia (można też nakręcić film) i zakładamy spór o częściowy lub całkowity zwrot pieniędzy. Sprawdzone - działa.

Można jeszcze taniej!

Ceny na AliExpress zazwyczaj są atrakcyjne, nawet bardzo. Ale to nie znaczy, że nie może być lepiej. Można kupować jeszcze taniej. Jak? Już mówię...
  • Co jakiś czas organizowane są wyprzedaże i wtedy faktycznie ceny często są jeszcze niższe. Bezpieczniej jest jednak obserwować dany przedmiot jeszcze przed startem wyprzedaży, bo sprzedawcy potrafią kilka dni wcześniej sztucznie zawyżyć cenę tylko po to, żeby później móc się pochwalić super extra atrakcyjną obniżką.
  • Niektórzy sprzedawcy oferują kupony (trzeba je "pobrać") i zniżki (naliczają się automatycznie) na zakupy w swoim sklepie. Polega to na tym, że otrzymujesz zniżkę w wysokości X jeśli zrobisz zakupy za kwotę Y. Niewątpliwie najciekawsze są kupony typu 1/1,01 czy 2/2,01, czyli np. obniżające wartość o dolara przy zakupie za minimum... dolara i jednego centa. Tak jest. To oznacza, że czasem udaje się kupić coś za grosze. Dosłownie.
  • Kupony można też uzyskać w inny sposób, a mianowicie wymieniając tzw. coinsy, czyli wirtualne monety, które zbiera się w aplikacji mobilnej Aliexpress (za codzienne wizyty, gry, pisanie komentarzy etc.). W specjalnej sekcji "Coins & coupons" mamy spory wybór kuponów do sprzedawców z różnych kategorii. Wielokrotnie z tego korzystałam, naprawdę warto.
  • Kupony rozdaje też AliExpress - w różnych grach i zabawach. Mogą one posłużyć do obniżenia wartości zakupów całego koszyka, nawet jeśli mamy w nim towar od różnych sprzedawców. Aktualnie w aplikacji trwa zabawa, w której w każdym tygodniu można zdobyć kupon 1/10, czyli obniżający wartość koszyka o 1 dolara, o ile znajdują się tam towary o łącznej wartości przynajmniej $10.


Jak mogłam bez tego żyć?

O chińskich hitach zakupowych mogłabym spokojnie stworzyć osobny wpis i byłby on całkiem obszerny. Kiedyś na pewno go opracuję. Są jednak przedmioty, które szczególnie przypadły mi do gustu. Ba! Zastanawiam się nawet jak mogłam bez nich funkcjonować. Oto kilka z nich.
  • Suszarka (stojak) do butelek, talerzyków i innych gadżetów małego człowieka. Mój najlepszy zakup. Nie wiem czy jest to podróbka czegoś znanego, nie wnikam w to. Wiem tylko, że ta plastikowa tacka i kilka "patyczków" to naprawdę genialne rozwiązanie, dzięki któremu miski, łyżeczki i elementy laktatora po myciu spokojnie sobie schną, a nie walają mi się między naszymi talerzami albo też na blacie kuchennym, ułożone na kawałku ręcznika papierowego (jak robiłam wcześniej). Najlepiej wydane 16 zł (w promocji i z kuponem) na AliExpress.
  • Dziecięce podkolanówki z liskiem, znane i lubiane. Inwestycja rzędu 1 dolara. Wygodne, estetyczne, dobrze wykonane. Hit wśród mam buszujących na Ali, więc mam i ja. Z pięć par, bo są świetne. 
  • Uchwyt na palec, przyklejany do obudowy smartfona. Genialny w swojej prostocie, powoduje że smartfon nie wypada z ręki, a i łatwiej w nim dłubać jedną ręką. Kupiony za oszałamiającą kwotę 37 groszy (super hiper promocja u sprzedawcy - polecam wygooglować hasło "cebula deal"). Ma jeden mankament: gdy zbyt długo trzymam telefon w ręce, klej uchwytu rozgrzewa się od ciepłoty dłoni i uchwyt odpada. Taki znak, że już czas odłożyć telefon ;)
  • Kosz na pranie - duży, solidny, wygodny. Używam go jako przechowalnię czystych dzieciowych ubranek. Będzie dobry też na zabawki i wszystkie inne szpargały. Kupiony w promocji za jakieś 25 zł.






To tylko 4 rzeczy z jakichś 140 kupionych przeze mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ku rozpaczy i przerażeniu mojego listonosza. Oczywiście, zdarzały się też niewypały, ale o tych nawet nie chcę myśleć. Zresztą nietrafiony zakup (np. za mały ciuch) zawsze można wystawić na sprzedaż w jednej z aliexpressowych grup na Facebooku - bo to, co mi nie przypadło do gustu, może być jednocześnie przedmiotem pożądania innej osoby.

Teraz Twoja kolej...

Dlaczego powstał ten wpis? No jak to?! Z jakiej racji tylko ja mam przepuszczać pieniądze na rzeczy niezbędne i na te kompletnie bezużyteczne? Ty też możesz spróbować, to nic strasznego. Jeśli jeszcze masz wątpliwości albo dodatkowe pytania, pisz śmiało - tu na blogu lub na Facebooku. Jeśli tylko będę potrafiła - podpowiem co i jak :) Miłego polowania!

Przyznaj się... Kupujesz u Chińczyków? Jaki jest Twój najlepszy zakup? A jeśli nie kupujesz - co Cię powstrzymuje? Daj znać!

czwartek, 7 września 2017

Karmisz piersią małego gryzonia? Sprawdź ten kosmetyk od Motherlove!

Taki cyc to nie ma łatwego życia... Najpierw doznaje szoku, gdy mały Ktoś się do niego przysysa po raz pierwszy, a potem całymi dniami na nim "wisi". Odchorowuje to przez dobrych kilkanaście dni: boli, krwawi, cierpi. Gdy już wreszcie oswoi się z nową sytuacją, sielanka nie trwa długo, bo w pewnym momencie pojawiają się one: małe, bielusieńkie i ostre jak brzytwa. Zęby...

Mamo, czy próbowałaś kiedyś przekonać swojego kilkumiesięcznego maluszka, że traktowanie piersi jak gryzak jest złe? Jak wytłumaczyć to małemu dziecku? Wszelkiego rodzaju piski, z bólu czy też żeby zwrócić uwagę dziecka na niewłaściwe zachowanie, z ogromnym prawdopodobieństwem zostaną odebrane jako atrakcyjne i zabawne. Zamiast nas uratować dodatkowo zachęcą gryzonia do dalszego wbijania ząbków w mamine sutki. Grożenie palcem? Marsowa mina? Daj spokój. Dziecko najprawdopodobniej uzna to za świetną zabawę. W tej sytuacji, do czasu aż maluch zacznie rozumieć co wolno robić, a czego nie, trzeba sobie radzić w inny sposób, łagodząc skutki "ukąszeń". Jest taki jeden krem...


Nipple Cream, czyli krem do pielęgnacji brodawek sutkowych, to propozycja amerykańskiej firmy Motherlove, skierowana do mam karmiących piersią. Jego zadaniem jest łagodzenie bólu i pielęgnacja sutków pokiereszowanych na początku mlecznej drogi, czy też pogryzionych przez pierwsze ząbki. Krem trafia do nas w prostym, ale estetycznym kartoniku, który skrywa śliczny, szklany słoiczek. Zawartość tegoż słoiczka przypomina maść, zmieniającą konsystencję w kontakcie ze skórą, dzięki czemu aplikacja jest łatwa i przyjemna. Po użyciu kremu na skórze pozostaje lekko tłusta warstwa. Warto zwrócić szczególną uwagę na skład. Piękny w swojej prostocie: oliwa z oliwek, wosk pszczeli, masło shea, kwiat nagietka i korzeń prawoślazu. I tyle. Żadnych świństw, konserwantów, kompozycji zapachowych. Sama natura.



Jak Nipple Cream sprawdza się w praktyce? Moja córka aktualnie ma trzy zęby, czwarty "w drodze". Gryzie wszystko, dosłownie. Cyc nie jest wyjątkiem. Córa lubi znienacka mnie uszczypnąć, zwłaszcza gdy już przysypia. Ból jest okropny, ale zaciskam zęby i udaję, że nic się nie stało. Co więcej, moje dziecię uwielbia wisieć na cycu. Jako dziecko bezsmoczkowe potrafi sobie po prostu miętosić sutek buzią dla samego faktu miętoszenia, a ja nie mam sumienia jej tego zabraniać. Najchętniej w tym samym czasie drugi sutek tarmosi palcami, jakby chciała ciągle sprawować nad nim kontrolę (jedna buzia, dwa cyce - jakoś trzeba sobie radzić!). W efekcie sutki są wymordowane i po prostu bolą, nawet gdy akurat mają chwilę świętego spokoju. Postanowiłam sprawdzić czy Nipple Cream od Motherlove poprawi im jakość życia...


Aplikuje się bardzo wygodnie. Łatwo go nabrać na palec i rozprowadzić na sutku. Producent deklaruje, że że względu na składniki użyte do wytworzenia kremu, nie jest konieczne jego zmywanie przed karmieniem maluszka. To bardzo wygodne, zwłaszcza w przypadku karmień nocnych, ale i w ciągu dnia, gdy Perełka po prostu odchyla bluzkę i bierze sobie cyca sama... Po kilku dniach regularnego stosowania 2-3 razy dziennie odczułam poprawę, tzn. przy niezmienionej ilości "tortur" sutki bolą zdecydowanie mniej i przede wszystkim rozwiązał się problem takiego uczucia ściągnięcia, który towarzyszył mi od bardzo długiego czasu. A jak z wydajnością? Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że 30 ml to niewielka pojemność, szybko okazuje się, że Nipple Cream znika bardzo powoli. Po dwóch tygodniach stosowania ubytek jest minimalny.



A co jeśli skończę karmić piersią? Mam go wyrzucić? Nic z tych rzeczy. Przy takim natłuszczającym i łagodzącym składzie można go z powodzeniem stosować na suche skórki wokół paznokci lub na przesuszone łokcie. Dobrze radzi sobie także z piętami, a i usta fajnie nawilża. Wychodzi na to, że możemy go zaaplikować wszędzie tam, gdzie miejscowo potrzebny jest ratunek dla suchej skóry.



Podsumowując - jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Nipple Cream od Motherlove działa, ma naturalny skład i wystarczy na bardzo długo. Do tego tak naprawdę ma wiele zastosowań, nie tylko do ratowania obolałych sutków. Żałuję, że nie wiedziałam o jego istnieniu na początku naszej przygody z karmieniem piersią - miałby wtedy spore pole do popisu. Ale lepiej późno niż wcale. Cieszę się, że teraz jest i pomaga mi stawić czoła kolejnym wyzwaniom - kolejnym mleczakom :)

Nipple Cream można zamówić tutaj. Gorąco polecam!