niedziela, 28 maja 2017

Nosiłam, noszę i nosić będę - chusta Luna Dream Lavender Evening

To było równo rok temu. Spacerowałam sobie po warszawskich Łazienkach, pod moim sercem już dzielnie rozwijała się mała Perełka. Nagle moją uwagę przykuł taki oto widok: na trawniku stoi kobieta w zaawansowanej ciąży i jej partner, a tuż obok nich jeszcze jedna kobieta z bobasem-lalką i kilkumetrowym kolorowym kuponem materiału. Owija się dookoła, coś tam przekłada, zakłada, dociska, ciągnie. Boże, chusta... Owszem, byłam świadoma istnienia takiego cuda jak chusty do noszenia dzieci, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam sobie wyobrazić, że przeciętny zjadacz chleba może to ogarnąć. I nawet gdy na świecie pojawiło się moje własne, wyczekiwane dziecię, wciąż uważałam, że chusty są tylko dla wybranych. Nic bardziej mylnego...


Do chustowania niejako zachęciła mnie sytuacja. Niewystarczające odwodzenie nóżek. Ortopeda kazał nosić dziecko w pozycji "żabki", ale tak po prostu, na rękach. Słowem nie zająknął się o chuście. I tak przez dni parę walczyłyśmy: ona się szarpała i prostowała nogi, ja próbowałam znów ułożyć ją w pożądanej pozycji. Dopiero później wyczytałam, że ratunkiem okazać się może właśnie chusta. Strach przed nieznanym osłabł. Bo nic tak nie motywuje jak chęć uratowania własnego dziecka przed problemami zdrowotnymi, w tym przypadku - szyny, rozpórki i inne "narzędzia tortur". I tak oto pojawiła się u nas chusta. No dobra, trzy chusty, bo nie lubię się rozdrabniać ;) To był strzał w dziesiątkę, bo Perełka pokochała motanie i z przyjemnością została moim najukochańszym "wkładzikiem"... Byłam przekonana, że trzy chusty to "świat i ludzie", że wystarczą mi już do emerytury. Naiwność ludzka nie zna granic :) Przez ostatnich parę miesięcy przewinęło się przez moje ręce dziewięć chust. Jedne zostały na dłużej, inne już są w nowych domach. Kolejne mam "na oku" i tylko resztki zdrowego rozsądku każą mi się powstrzymać. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. To uzależnia!


Jest z nami od kilkunastu dni. Kolorystycznie w 100% "moja", o klasycznym wzorze. Z najcudowniejszym na świecie napisem "Wyprodukowano w Polsce". Bo Polak potrafi, także tkać porządne chusty. Kraciasta Lavender Evening od Luna Dream, bo o niej mowa, to chusta tkana splotem skośno-krzyżowym, jednym z najczęściej polecanych na początek cudownej przygody z chustonoszeniem. Klasyczny skład 100% bawełny i gramatura 220 g/m2 będą doskonałe dla noworodka, ale z powodzeniem poniosą i starsze dziecko. Z naszymi ośmioma kilogramami radzą sobie doskonale. Wyraźnie zaznaczony środek chusty ułatwia wiązanie. Całości dopełnia urocza naszywka z logo producenta. Takich miśków chętnie bym zobaczyła w swojej kolekcji jeszcze więcej :)






Chusty Luna Dream trafiają do nowych właścicieli wraz z czytelną instrukcją wiązania, przedstawiającą podstawowe typy wiązań. Będzie to doskonała ściągawka dla osób po spotkaniu z doradcą noszenia, jak również instrukcja dla osób, które z różnych względów z takiej fachowej konsultacji nie skorzystają. Nasze pierwsze spotkanie z Lavender Evening wspominam bardzo miło, bo tuż po wyjęciu z opakowania chusta jest mięciutka i aż się prosi żeby ją zamotać. Ale nic z tych rzeczy. Zaciskamy zęby, najpierw pranie. Czas potrafi się dłużyc niemiłosiernie. Wie to każdy, kto kiedykolwiek czekał aż chusta wyschnie przed pierwszym zamotaniem. Na szczęście tym razem poszło szybko i już następnego ranka lawendowa krateczka poszła w ruch. Pierwsze wrażenie? Ładnie pracuje, łatwo się dociąga i nie ma mowy żeby cokolwiek się luzowało, choć miałam lekkie wątpliwości czy przy takiej gramaturze i składzie chusta poradzi sobie z ciężarem Perełki - a raczej jak zniosą to moje ramiona i plecy. Zupełnie niepotrzebnie. Nosi się świetnie i wygląda na to, że mamy jeszcze "zapas" na kilka kolejnych kilogramów. Wracając do składu... Producent deklaruje 100% bawełny, ale wyraźnie wyczuwam domieszkę "sleepy dust" ;) Bo co innego mogłoby przyczynić się do tego, że moje małe szczęście zawsze (dosłownie!) w tej lawendzie tak słodko zasypia?





Gdybym miała krótko scharakteryzować tę chustę, napisałabym, że dzięki niej początkujący pokochają motanie, ale i ci bardziej doświadczeni będą mieli z niej pożytek, bo wiąże się ją naprawdę fajnie. Nie bez znaczenia jest też kraciasty wzór chusty - dla mnie rewelacja. Ale spokojnie, jeśli wolisz pasy lub na początek zależy Ci na chuście z krawędziami w różnych kolorach (żeby było się łatwiej odnaleźć), to klasyczne pasy również są dostępne i nie ustępują urodą mojej ukochanej kratce. Chusty Luna Dream są dostępne w regularnej sprzedaży bezpośrednio u producenta (klik) oraz w niektórych sklepach. Wybór jest szeroki, zarówno jeśli chodzi o sploty (wspomniany już skośno-krzyżowy, diamentowy i nowość w ofercie - żakardowy), jak i składy (bawełna, ale też domieszka wełny czy bambusa - idealne na lato). Oprócz Lavender Evening w postaci kratki (klik) polecam też pasy w tej samej kolorystyce (klik) i przede wszystkim najnowszy wzór - cudny, grubszy żakard Luna Jeans (klik).



Często słyszę "nie noś jej tak, bo się przyzwyczai". Doskonale! Właśnie o to chodzi! Chcę żeby się przyzwyczaiła, żeby chętnie dawała się motać i szeroko uśmiechała na widok chusty. Bo chusta to nie tylko środek transportu z punktu A do punktu B. To nośnik gigantycznej dawki miłości. Tej bliskości nikt nam nie odbierze. Nosiłam ją przez całe 40 tygodni pod sercem, noszę teraz w tych kilku metrach "szmaty" i nosić będę - dopóki ona sama nie uzna, że już tego nie potrzebuje. Nosiłam, noszę i nosić będę. Bo to piękny element macierzyństwa. I cieszę się, że w tej przygodzie będą mi towarzyszyć chusty Luna Dream.

piątek, 19 maja 2017

Poważna wada późnego macierzyństwa, o której rzadko się mówi

Coraz więcej kobiet zostaje mamami w późniejszym wieku. Czy to za sprawą świadomej, przemyślanej decyzji o odłożeniu macierzyństwa na później ("w pierwszej kolejności kariera", "najpierw muszę się wyszaleć" itd.), czy też ze względu na to, że tak potoczyły się ich losy (względy zdrowotne, brak odpowiedniego partnera itp.). Bez względu na to, do której grupy się zaliczasz, masz do czynienia z tymi samymi wadami i zaletami tego rozwiązania. Osobiście do tej pory widziałam głównie zalety. Jest jednak jedna taka wada późnego macierzyństwa, która z każdym dniem coraz bardziej mi doskwiera. I zdecydowanie za rzadko się o niej mówi...


Moja Mama urodziła mnie w wieku 35 lat, choć byłam już jej drugim dzieckiem - mam znacznie starszą siostrę. Jeśli dodamy do tego mój wiek, szybko okaże się, że moi Rodzice są już po 70-tce. I właśnie zostali dziadkami. Choć szczęśliwie pozostają w dobrym zdrowiu, nie mają już tej młodzieńczej werwy i siły, co jeszcze kilkanaście lat temu. A tu nagle takie wyzwanie. Ich pierwsza, długo wyczekiwana wnuczka. Przy małym dziecku dziadkowie są na wagę złota, ale muszą też mieć sporo siły.

Weźmy na przykład moich dziadków od strony Mamy. Choć mieli troje wnucząt, każde z nas traktowali na równi, z należytą uwagą. I z uczuciem. Dziadek uczył mnie jeździć na rowerze, cierpliwie biegając za mną po drodze. A na łące zrywał mi takie niebieskie kwiaty, okrutnie kłujące, bo tak bardzo mi się podobały. Babcia z kolei była królową słodkości. Karpatka i faworki - takich nie robi nikt! I pączki - zawsze wysmażone na wiór, wręcz spalone, ale przygotowane z sercem. Miałam 11 lat gdy odeszli. Mało. Zdecydowanie za mało... Ile jeszcze moglibyśmy razem zrobić, gdyby dano nam więcej czasu?!


Dziadkowie mają do odegrania w życiu dziecka ważną rolę. Mają bezcenne pokłady mądrości życiowej do przekazania. I nie oszukujmy się - często pozwalają na znacznie więcej niż rodzice. Już widzę to po zachowaniu moich Rodziców, a przecież Perełka ma zaledwie pół roku. Aż strach pomyśleć co będzie dalej. Kompletnie owinie ich sobie wokół palca. Ale dziadkowie są potrzebni nie tylko dziecku. Młodzi stażem rodzice często potrzebują wsparcia, choćby miało ono polegać na zrobieniu i podstawieniu pod nos herbaty. Wiem co mówię - sprawdzone... W idealnym świecie babcia ma czas i siłę żeby zająć się dzieckiem, pójść z nim na spacer, zaprowadzić do przedszkola. Nie chcę żeby źle to zabrzmiało, ale to właśnie babcia często zastępuje nianię. W moim przypadku od początku wiedziałam, że to już nie będzie miało miejsca. I to nie z braku chęci u mojej Mamy, lecz z powodu jej wieku i mniejszej ilości energii do opieki nad żywym srebrem.


Co tak właściwie chciałam przekazać? To, że decydując się na późne macierzyństwo musimy się liczyć z konsekwencjami. W tym przypadku nikt nie zyskuje, wszyscy tracą. Dziecko - energicznych dziadków - czy w ogóle będzie ich pamiętać? Dziadkowie - cierpią, bo są świadomi swoich ograniczeń - chcieliby, a nie mogą. Rodzice - bo nie otrzymają od dziadków pomocy w aż tak szerokim zakresie. Oczywiście, moi Rodzice cieszą się, że zostali dziadkami, ale ja... żałuję, że nie dałam im tej radości wcześniej. I czasami chodzi mi po głowie taka myśl... Żeby tylko zostali z nami na tak długo, by ONA dobrze ich zapamiętała...

środa, 10 maja 2017

#SuperMama - akcja honorującą wszystkie mamy!

To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba ;) Nominacja. Do czego? Do kolejnej blogerskiej zabawy. O co chodzi tym razem?


Blogerka Troskliwa Mama zapoczątkowała akcję "Super Mama", jako polską wersję akcji #RockingMotherhood, popularnej na anglojęzycznych blogach parentingowych. Akcja polega na nominowaniu trzech wybranych przez siebie blogujących mam, które naszym zdaniem zasługują na miano Super Mamy. Zadaniem nominowanych mamusiek jest napisanie (wymienienie 10 powodów) dlaczego uważają się za Super Mamę. Proste? Ale czy umiesz sama docenić to, co robisz dla swojego dziecka?

Nominację do zabawy niespodziewanie otrzymałam od Sylwii z bloga Sylwia i Dzieci. Bardzo dziękuję za to wyróżnienie. Bo czy naprawdę uważam się za Super Mamę? Czy uda mi się wynaleźć aż 10 dowodów na potwierdzenie tej tezy? Rękawica rzucona, trzeba podnieść...

1. Zostałam mamą, gdy z powodów zdrowotnych stało to pod wielkim znakiem zapytania. Lekarze zalecali ostrożność, nie dawali zbyt dużych szans, a jednak postawiłam na swoim. Udało się!

2. Stanęłam na rzęsach żeby karmić córeczkę piersią, choć początki były koszmarnie trudne. Jednak "cyc" był absolutnym priorytetem.

3. Staram się być przy Perełce zawsze wtedy, gdy mnie potrzebuje - a z racji swojego wieku potrzebuje mnie prawie cały czas. Z różnych względów praktycznie opiekuję się nią sama. Męczące i dodające energii jednocześnie.

4. Nie dramatyzuję. To dla mnie nietypowe, bo mam histeryczną naturę. Jednak przy dziecku zachowuję zimną krew. Podwyższona temperatura, problemy skórne, katar, cokolwiek - nie są w stanie mnie załamać. Histeryzowanie nie rozwiąże żadnego problemu.

5. Uczę córę miłości i szacunku do zwierząt. Bo psa się głaszcze, a nie szarpie za ucho czy jeździ na nim jak na kucyku - a i takie "kwiatki" się widuje.

6. Dbam o to, żeby moje dziecko rozwijało się w korzystnych warunkach środowiskowych. Mam tu na myśli mazurską głuszę zamiast naszej rodzinnej Warszawy. Choć, paradoksalnie, cenę płacę za to wysoką. Ceną tą jest rozłąka z "Tatą po 30-tce...", który przecież ma pracę w stolicy.

7. Filtruję "dobre rady". Sama decyduję które wezmę do serca, a które wypuszczę drugim uchem.

8. Dbam o to, żeby moje dziecko miało zagwarantowaną matczyną bliskość gdy tylko jej zapragnie - więcej na ten temat niebawem.

9. Pilnuję rozwoju fizycznego i emocjonalnego mojego dziecka. Zabawa, czytanie, śpiewanie piosenek czy choćby wspólne rechotanie się bez powodu. Banał? Być może...

10. Kocham tę małą istotkę z całego serca, jak nigdy nikogo. Bo czy nie to właśnie czyni nas super mamami?

Tak, wiem, nie robię nic wyjątkowego. Jedynie słucham głosu serca. W wielu kwestiach działam instynktownie. Cały czas uczę się tej roli i coraz lepiej się w niej odnajduję. Ale też jestem pewna, że dla Perełki jestem Super Mamą. Moje pokłady miłości do niej są nieograniczone i tak już pozostanie.

Aaa, byłabym zapomniała...
Nominacje!

Kolejne Super Mamy to:
Sylwia z Młoda Mama Pisze (masz już trochę tych nominacji - niech Ci to da do myślenia ;))
Agata z Beztroska Mama
Patrycja z Petronella - Czyli Ja i Moje Serca Dwa​

Dziewczęta, do dzieła!

czwartek, 4 maja 2017

Zadbana mama: kosmetyki APIS Kakadu Plum

Kiedy stajesz się mamą, Twoje życie zmienia się diametralnie - następuje całkowite przewartościowanie. Jest jednak jedna rzecz, której nie chcesz zmieniać. Pomimo natłoku codziennych obowiązków chcesz nadal czuć się kobieco. Jednak zwłaszcza w pierwszych miesiącach swojej nowej życiowej misji wolne chwile można śmiało policzyć na palcach jednej ręki, więc po prostu najczęściej nie ma mowy o skomplikowanych zabiegach upiększających. Warto wtedy sięgnąć po kosmetyki, które będą jednocześnie skuteczne i łatwe w stosowaniu. Różnorodne linie profesjonalnych kosmetyków można znaleźć u APIS Cosmetics.


Moje pierwsze​ skojarzenie z marką APIS - kosmetyki z mleczkiem pszczelim. Drugie - polska produkcja. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że asortyment firmy jest znacznie szerszy i obejmuje aż kilkadziesiąt linii kosmetyków. W tej sytuacji utarte powiedzenie, że "każdy znajdzie tu coś dla siebie" nabiera nowego znaczenia i w najmniejszym stopniu nie jest przesadzone.

W moje ręce trafiły kosmetyki z czterech serii:
- Kakadu Plum
- Home terApis
- Discolouration - Stop
- OXY O2 Terapis
Długo zastanawiałam się po które sięgnąć w pierwszej kolejności, ale ostatecznie wybór padł na Kakadu Plum. Ciekawość zwyciężyła! Podstawowym składnikiem aktywnym tej serii jest bowiem ekstrakt ze śliwki kakadu, która okazuje się być najcenniejszym na świecie źródłem witaminy C. I pomyśleć, że do tej pory nazwa "kakadu" kojarzyła mi się wyłącznie z papugą...


Serum śliwkowe KAKADU PLUM

Serum otrzymujemy w sporym, eleganckim opakowaniu z wygodnym aplikatorem, pozwalającym na precyzyjne dawkowanie kosmetyku. Być może jeszcze tego nie wiecie, ale zawodowo jestem związana z branżą poligraficzną, więc siłą rzeczy zwracam szczególną uwagę na opakowanie i etykietę. Tu wszystko jest zaprojektowane ze smakiem - oszczędnie i stylowo, a złocenia dodają prestiżu.

Serum śliwkowe jest wyjątkowo przyjemne w użyciu. Ma jedwabistą konsystencję i bardzo łatwo rozprowadza się na skórze. Wchłania się momentalnie i nie pozostawia nieprzyjemnego filmu. Warto zwrócić uwagę na specyficzny, śliwkowy zapach - mi osobiście bardzo on odpowiada.

Jeśli zaś chodzi o skuteczność, to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Już po kilku dniach regularnego stosowania skóra twarzy i dekoltu stała się zdecydowanie lepiej nawilżona i wygładzona. Odniosłam też wrażenie, że w mniejszym stopniu na mojej twarzy widać zmęczenie, a skóra nabrała blasku i wigoru.

Ogólnie jestem z tego kosmetyku bardzo zadowolona i mam nadzieję, że wystarczy mi na długo, bo ewidentnie służy mojej skórze. Serum z serii Kakadu Plum można zamówić tutaj.



Maska śliwkowa KAKADU PLUM

Maska z serii śliwkowej występuje w dużej tubie o pojemności 200 ml. Jest to opakowanie uniwersalne, umożliwiające wygodne korzystanie z kosmetyku. Formuła maski, z założenia dłużej utrzymującej się na skórze, sprawdza się doskonale, gdy mam dla siebie więcej niż tylko kilka minut. Po jej zastosowaniu skóra momentalnie staje się miękka i przyjemnie nawilżona. Jest to idealne dopełnienie rytuału pielęgnacji twarzy. Przyjemność, relaks i odżywienie w jednym.

Składniki aktywne są tu zbliżone do tych znajdujących się w serum. Podstawą jest ekstrakt ze śliwki kakadu, ale mamy tu także ekstrakty z wiśni, mango i jagód goji. Prawdziwa bomba witaminowa! Całości dopełnia olej z uwielbianych przeze mnie nasion chia, które jednak do tej pory traktowałam jedynie jako zdrowy dodatek do potraw. Tu jednak antyoksydacyjne właściwości oleju z nasion szałwii hiszpańskiej skrzętnie wykorzystane są do celów kosmetycznych. Pomysł z gatunku doskonałych!

Maska śliwkowa okazała się przyjemnym uzupełnieniem pielęgnacji skóry twarzy. Pojemne opakowanie na pewno wystarczy na długo, a kosmetyk można kupić tutaj.



Serum oraz maska z serii Kakadu Plum zaskoczyły mnie mnogością składników aktywnych, z którymi do tej pory nie miałam styczności w kosmetykach. Jeśli dodamy do tego przyjemny zapach, fajną konsystencję i, przede wszystkim, skuteczność, otrzymujemy kosmetyki zdecydowanie godne uwagi. Mogę śmiało polecić je wszystkim osobom, których skóra wymaga troskliwej opieki i nawilżenia. U mnie sprawdziły się idealnie!