środa, 7 grudnia 2016

Laktacja? Nigdy nie mów mi, że nie mam pokarmu...

Odkąd tylko zorientowałam się, że wreszcie zostanę mamą, miałam stuprocentową pewność, że moje maleństwo będę karmić piersią przynajmniej przez pierwszy rok. To było dla mnie naturalne. Byłam do tej misji dobrze przygotowana teoretycznie - dzięki szkole rodzenia, książkom, niezliczonym informacjom w sieci. Reszta wydawała się być formalnością - prawidłowo przystawić i tyle, reszta naturalnie zrobi się sama. Gdybym tylko wiedziała jak bardzo się oszukam...




Być może jeszcze tego nie wiecie, ale moja Perełka przyszła na świat w wyniku cesarskiego cięcia. Jeszcze na sali pooperacyjnej położono mi ją na brzuchu. Pięknie przystawiła się do piersi i zaczęła ssać. To było uczucie nie do opisania. Jeszcze nigdy nie czułam, że mogę drugiej istocie dać od siebie tak wiele. Było pięknie... Schody zaczęły się już kolejnego dnia, gdy okazało się, że moje brodawki nie są gotowe na swoją życiową misję. Koszmarny ból, rany, krew...Zaciskałam zęby i karmiłam. Bo ja już nie jestem pępkiem świata - teraz liczy się ONA. W momencie przystawiania córy do piersi ból był nie do opisania. Zniosę wszystko. Byłam z siebie taka dumna, że mimo potwornego bólu daję radę. Pod koniec drugiej doby położne jak co wieczór przyszły zważyć dzieci. Położyły moje maleństwo na wadze, coś do siebie wymamrotały pod nosem i poszły. Waga spada. Nie przejęłam się zbytnio, w końcu fizjologiczny spadek wagi noworodka jest rzeczą normalną. Późnym wieczorem jedna z położnych wróciła z informacją, że moje dziecko nie dojada, waga spadła za bardzo (więcej niż 10% masy urodzeniowej) i że lekarz zaleca podanie mieszanki. Zakręciło mi się w głowie. Jak to... Ja, taka Matka Polka, nie umiem wykarmić swojego dziecka? Przyznam szczerze, że się załamałam... To było jak grom z jasnego nieba, zupełnie nie spodziewałam się takiej informacji - przecież córa ładnie się przystawia, chętnie ssie, później zasypia. Nie było żadnych sygnałów, że pokarmu może dostawać za mało. A jednak najwyraźniej laktacja u mnie po cesarskim cięciu jeszcze nie raczyła ruszyć... Po dobrej godzinie płaczu skruszona poszłam do położnych po butelkę z mieszanką. Ale wtedy obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, to jest tylko etap przejściowy... Całą noc i kolejny dzień córa była karmiona piersią, a później dokarmiana butelką. Przełknęłam gorycz porażki i postanowiłam ratować swoją laktację. Nigdy nie poddaję się bez walki. Do akcji wkroczyły suplementy na bazie słodu jęczmiennego i herbatki dla matek karmiących. Oraz laktator... Po wypisie ze szpitala kontrolowałam ile gramów pokarmu córka jest w stanie ode mnie pozyskać. Jeszcze dosłownie dwa razy podałam jej mieszankę. Później powoli wszystko zaczęło się normować, waga zaczęła iść w górę...




Niestety najbliższe otoczenie w postaci mojego Ukochanego nie umie zapewnić mi wsparcia. Przynajmniej kilka razy słyszałam od niego "nie masz pokarmu", "daj jej butelkę", "może twoje mleko jej nie smakuje" i inne absurdalne teorie. Teściowa to samo - za każdym razem mniej lub bardziej bezpośrednio oznajmia mi, że pewnie mam za mało mleka i jej wnuczka jest wiecznie głodna. To nie pomaga, wręcz przeciwnie. Nie od dziś wiadomo, że laktacja w ogromnym stopniu "siedzi" w głowie, więc mamy nie wolno stresować. Każda nieprzemyślana wymiana zdań może młodej (choćby tylko stażem) mamie podciąć skrzydła. Każda wypłakana łza zabiera kilka kropel drogocennego mleka. Dlatego staram się być twarda i nie zamierzam się przejmować tymi docinkami. Cierpliwie tłumaczę, że przyrost wagi i tony zużytych pieluch nie biorą się z powietrza... 2,5 tygodnia od urodzenia, Perełka "przegoniła" wagę urodzeniową i rozwija się prawidłowo. Karmimy się piersią. TYLKO piersią. Wspomagamy się specyfikiem o nazwie Femaltiker, pobudzającym laktację. Piję dużo wody i herbatki dla matek karmiących. I, co najważniejsze, często przystawiamy się do cyca. Kupiona na czarną godzinę mieszanka wylądowała w najdalszym końcu szafki, nie chcę w ogóle o niej myśleć. I wiem, że podobnych historii są tysiące, ale mimo wszystko jestem z siebie dumna. Jestem na dobrej drodze do ustabilizowania laktacji. Uratowałam ją, udało się... Bo dla mojej Perełki zrobię wszystko... A Ty, drogi obserwatorze nigdy nie waż się mówić, że nie mam pokarmu. Zwłaszcza jeśli nie masz na ten temat bladego pojęcia...

10 komentarzy:

  1. Femaltiker też nam bardzo pomógł! W końcu mogłam przestać używać po miesiącu bo było już ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to u mnie chyba będzie w użyciu dłużej niż miesiąc, ale odnoszę wrażenie, że naprawdę pomaga.

      Usuń
  2. Oj znam to niestety. Mój Men dokładnie to samo do mnie mówił po porodzie. Inna rzecz, że moje maleństwo dopiero miesiąc po porodzie dostało cyca pierwszy raz i trochę to trwało, ale jego docinki wcale mi nie pomagały. Jechałam z laktatorem i innymi wspomagaczami. Niestety nie udało mi się. Po półtorej miesiącu Młody odrzucił pierś... To był błąd lekarzy, że po porodzie nie pozwolili mi karmić tylko od samego początku dokarmiano mi dziecko butelką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to za lekarze? Nóż się w kieszeni otwiera... U mnie w szpitalu na szczęście jest spory nacisk na karmienie piersią, więc nawet jak zalecono mi dokarmianie, to tylko po uprzednim nakarmieniu cycem i zważeniu ile dziecko zjadło, żeby mieszanką jedynie uzupełnić różnicę.

      Usuń
  3. Oj, komentarze w stylu "płacze, bo chyba jest głodny, masz za mało pokarmu" są niestety popularne, zwłaszcza wśród starszego pokolenia. Mimo, że miałam ogromne wsparcie ze strony najbliższych (mąż, rodzice) to tego typu komentarze od dalszej rodziny sprawiały mi po prostu przykrość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to, że takie komentarze naprawdę mogą wyrządzić krzywdę, zwłaszcza jeśli mama należy do tych bardziej delikatnych psychicznie.

      Usuń
  4. Moja teściowa na szczęście do karmienia się nigdy nie wtrącała. Sama karmiła oboje synów mm, bo jak twierdzi "mleka nie miała wcale". Mnie się nie chce jej uświadamiać, bo i tak nic to nie da.
    U nas nie było problemów z wagą, za to o bólu brodawek coś wiem - przez miesiąc umierałam z bólu.
    A Wam gratuluję udanej walki! ;) Pamiętaj, że jeśli je często i moczy pieluszkę to jest dobrze nawet, jeśli przybierze trochę mniej niż zakładają tabelki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana :)
      Pieluchy idą u nas w ilościach hurtowych, więc jestem względnie spokojna. Jutro oddaję wagę wypożyczoną ze szpitala i zaczynam nowy etap: spokojnego karmienia bez regularnych pomiarów ;-)

      Usuń
  5. Powiem tak: byłam tak wyedukowana na temat laktacji, że nie dałam się złamać nikomu głupim komentarzem. Ja nie słuchałam nikogo, ale też walczyłam o laktację jak lwica. A było z czym walczyć: poranione brodawki, młody nie umiał się przystawić, doszło do zapalenia piersi i antybiotyku. Położna środowiskowa spisała mnie na straty. A ja sama zadzwoniłam po pomoc do doradcy laktacyjnej. I po jej wizycie wszystko poszło jak z płatka :) Dziś jesteśmy juz DKP. Karmimy się 2 lata i 4 miesiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Niesamowity wynik, chciałabym osiągnąć podobny :) Widać Matka nie tylko Wyrodna, ale i Zawzięta! :)

      Usuń