Malutkie dzieciątko słodko śpi, a Ty podziwiasz ten ósmy cud świata, popijając herbatę. Godzinami spacerujecie po parku, a w domu pokazujesz roześmianemu maluszkowi rozmaite zabawki. Później dzieciątko samo się bawi, a Ty masz czas na relaksującą kąpiel. Pełnia macierzyństwa. Jest cudownie! I nagle budzi Cię płacz. To był piękny sen...
W rzeczywistości już od powrotu ze szpitala nie wiesz w co włożyć ręce, latasz jak w amoku. Maluszek ciągle wisi przy piersi, a gdy wreszcie zaśnie, próbujesz delikatnie odłożyć go do łóżeczka. Jednak gdy tylko plecki dotykają materaca, oczy otwierają się szeroko. Zapomnij! Znów nosisz, przytulasz, nucisz kołysankę. Bezskutecznie - zaczyna się płacz. Może to kolka? Może coś boli? Może jednak dziecina wciąż głodna? Rwiesz sobie włosy z głowy, chcesz dobrze, ale po prostu nie ogarniasz. Mieszkanie zakurzone, obiad nieugotowany, a tu jeszcze trzeba uprać ubranka, o prasowaniu nawet nie wspominając. Chcesz wyjść na spacer. Jednak okazuje się, że kombinezon to dziecięcy wróg numer jeden. W związku z tym wychodzicie z domu na syrenie. Sąsiad w windzie komentuje: "O, jak płacze, to chyba głodny!". Chce Ci się wyć. Na spacerze dziecina zasypia, ale gdy jesteś w najdalszym kącie parku, syrena znowu się aktywuje. Smoczek nie pomaga, lecisz więc na łeb na szyję do domu żeby przewinąć i nakarmić. Myślisz, że dziecko pobawi się samo, a tymczasem wrzask zaczyna się jak tylko znikniesz z pola widzenia. Pójście do toalety staje się luksusem. Sen jest towarem deficytowym. Nie tak miało być! Przecież jeszcze w ciąży miałaś w głowie gotowy obraz życia z maluszkiem u boku. Może zbyt sielankowy? A może po prostu nie nadajesz się na matkę?
Ja naprawdę wiedziałam, że macierzyństwo to nie są same "ochy i achy", że to ciężka praca, pełna wyrzeczeń. Zwłaszcza na początku, kiedy dzieciątko jest jeszcze bardzo małe, a mama niedoświadczona. Wiedziałam, że moje życie diametralnie się zmieni, ale pewne rzeczy po prostu mnie przerosły. Pierwszy tydzień po wyjściu ze szpitala był bolesnym zderzeniem z rzeczywistością. Perełka cały czas wisiała na cycu, praktycznie nie mogłam jej odłożyć. Nie potrafiłam się zorganizować. Cały tydzień chodziłam w koszuli nocnej, a jadłam i piłam praktycznie tylko dzięki mojej Mamie, która wszystko podstawiała mi pod nos. Byłam przerażona i zrozpaczona jednocześnie. Czy tak to będzie wyglądało już po wsze czasy? Oczywiście to jest skrajny przypadek, nie zawsze jest tak ciężko i dziwacznie. Na pewno wiele mam radzi sobie doskonale, czego szczerze im zazdroszczę. Jeśli jednak czujesz, że nie wszystko układa się tak, jak sobie to wymyśliłaś, zobacz co możesz zrobić.
Nie wahaj się prosić o pomoc. Przy odrobinie szczęścia znajdziesz w swoim otoczeniu kogoś, kto Ci pomoże. Mama, partner, przyjaciółka. Nie każ im się domyślać, nie zgrywaj też bohaterki. Po prostu poproś, chociażby o zrobienie zakupów albo rozwieszenie prania.
Nie walcz z dzieckiem. Chce wisieć przy piersi? Proszę bardzo. Chce być noszone? Ok! Nie bój się, nie wychowasz w ten sposób małego terrorysty, a jedynie zaspokoisz potrzeby maluszka, dla którego pierwsze dni i tygodnie poza brzuchem też są rewolucją. Słuchaj swojego dziecka, zresztą taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie, bo z każdym tygodniem będzie coraz bardziej samodzielne. Ani się obejrzysz jak za miesiąc, dwa, trzy Twój maluszek będzie potrafił w pewnym sensie zająć się sobą, chociażby wykorzystując arsenał zabawek, które masz przygotowane.
Nie porównuj do innych dzieci. Nieważne, że Julka już przesypia całą noc, a Franek grzecznie leży w łóżeczku i patrzy się w sufit, podczas gdy Ty wciąż jesteś wyrywana ze snu co dwie godziny, a za dnia nie możesz się oddalić na pół metra. Dzieci mają różne charaktery, rozwijają się w różnym tempie i wreszcie mają różne potrzeby. Porównywanie z innymi może tylko wprowadzić niepotrzebną nerwowość. Zapamiętaj to dobrze - ta zasada przyda się jeszcze przez wiele miesięcy!
Nie działaj w myśl zasady "musi się wypłakać". Płacz dziecka nie jest ani korzystny dla rozwoju mózgu, ani przyjemny dla otoczenia. Umówmy się: serce Ci pęka jak słyszysz lament swojego maluszka. Postaraj się zatem nie dopuszczać do wybuchów histerii, próbuj przeciwdziałać. Czasami naprawdę wystarczy wziąć malucha na ręce, przystawić do piersi, przytulić albo zainteresować zabawką. Rozumiem, że czasem jest bardzo ciężko, zwłaszcza gdy do ataku przystąpi kolka, ale wiem jedno: nie zostawiaj płaczącego dziecka na pastwę losu. Dla dobra Was wszystkich.
Nie daj sobie wmówić, że jesteś złą matką. Znany jest mi przypadek, że mąż miał do żony pretensję, że "siedzi w domu", a nie zrobiła obiadu. Albo inna sytuacja, w której matka wypominała swojej córce, że nie umie zadbać o męża i że przecież jej tych ileś lat temu nikt nie pomagał, a jednak dziecko było zadbane, dom wysprzątany i mąż nakarmiony. Nie bierz do siebie tego typu docinków. Weź głęboki oddech i rób swoje. Przecież ja wiem jak bardzo się starasz. Rozumiem, że jest ciężko, ale widzę, że dajesz z siebie wszystko.
Zrób coś dla siebie, choć w pierwszych dniach może to być trudne. Zacznij od drobnych rzeczy: poproś męża o kawę i ciastko, zamów sobie w sieci nowe buty. Niech to będzie cokolwiek, co pozwoli Ci choćby przez pięć minut oderwać się od obowiązków. Ja niestety długo do tego dojrzewałam. Praktycznie kreowałam się na jakąś męczennicę, która musi w 100% poświęcić się dziecku. Nieprawda! Oczywiście, to jest i zawsze będzie najważniejsza istota w Twoim życiu, ale nikomu nie stanie się krzywda, jeśli wieczorem maluszkiem zajmie się tata, a Ty w ciszy przez chwilę poczytasz książkę. Tylko tu warto powrócić do początku: nie wahaj się prosić i jasno artykułować swoje potrzeby, nie każ otoczeniu się domyślać...
Bądź optymistką - bo nawet jeśli dziś nie jest łatwo, przed Wami wiele wspólnych chwil. Naprawdę pięknych chwil. I ja się tego trzymam. Widzę, jak z każdym dniem coraz lepiej rozumiem się z moim maluszkiem, jak to moje obecnie 3-miesięczne szczęście dojrzewa. Właśnie tak! Dojrzewa! A nić porozumienia między nami jest coraz mocniejsza.
Ten wpis powstawał "na kolanie", podczas gdy Perełka wisiała na cycu albo też późno wieczorem, gdy już spała. W 100% pisany na smartfonie, bo o ile do toalety chodzę już normalnie ;-) to włączenie laptopa nadal jest przejawem luksusu :-) Ale głowa do góry, Młoda Mamo. Z każdym dniem będzie coraz lepiej!
Dokładnie wiem o czym piszesz z tą różnicą, że ja do wszystkiego po dziś dzień jestem sama... Młody ma rok, a tata zrobi przy nim (przewinie, przebierze) praktycznie na rozkaz, tak na rozkaz bo prośby nie docierają, a o tym żeby się domyślił nie ma szans. Zjeść da dziecku tylko wtedy gdy dostanie dziecko do ręki i butle z mlekiem, inaczej można pomarzyć.
OdpowiedzUsuńPrzyjemności? Co to jest? Malowanie paznokci choćby na 1 kolor to historia. Taką to pomoc mam od najbliższego. Niestety moja rodzinka została 100km ode mnie... Jego rodzina? Liczna jak cholera, ale na pomoc nie ma co liczyć...
Nie mniej ciesze się, że mam to Maleństwo i każdy dzień mogę się cieszyć jego uśmiechem i postępami :)
Czasami o sielankę nie ma mowy, jest brutalna rzeczywistość. Całe szczęście, że dziecko mobilizuje i napędza do działania. Mimo wszystko życzę Ci żebyś znalazła też chwilkę dla siebie, może rzeczowa rozmowa z partnerem coś zmieni? Tylko nie awantura - rozmowa ;-)
UsuńRozmowa pomaga na 1 dzień i później znów to samo...
UsuńZ przykrością muszę stwierdzić, że i u nas sytuacja uległa pogorszeniu, tzn. partner nie widzi powodu żeby mi pomagać, z córką spędza jakieś pół godziny dziennie. Ogólnie atmosfera jest ciężka, mam nadzieję że to chwilowe. No nic, Moja Droga, musimy dawać radę...
UsuńOj tak, pamiętam pierwszy miesiąc. MA-SA-KRA! Obolała, zmęczona, krwawiąca o wiele gorzej niż w czasie okresu, do tego bolące sutki i piersi... Malutka najdłużej na raz była karmiona... 4,5 godziny! Zasnęłam z nią przy piersi bo już nie miałam siły :D Ale to na szczęści minęło, u mnie ogromną pomocą był mąż. Lenka bardzo uspokaja się w jego ramionach, najlepszy sposób żeby usnęła to noszenie u taty. Bez męża to byłaby tragedia :) Teraz mała ma 4,5 miesiąca i mogę ją zostawić w leżaczku lub na macie nawet na prawie godzinę i zajmie się zabawkami, a ja mogę zrobić obiad :D Chociaż nadal mamy straszny bałagan w domu!
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowita ulga jak już Maluszek potrafi przez chwilę zająć się sobą, my już na szczęście też wkraczamy w ten etap. Pozdrawiam! :)
UsuńTak, mój Mały nim zaczął raczkować i wstawać też umiał się sobą zająć. Potrafił godzinę oglądać rączki z takim zaciekawieniem jakby za każdym razem widział je pierwszy raz.
UsuńSuper tekst! Moja córcia też ma 3 miesiące i są dni, że nie ogarniam. Prania zaś nie ogarniam permanentnie. Ps. Mamy tę samą matę edukacyjną, jest świetna.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNa pocieszenie powiem Ci, że pranie uśmiecha się do mnie od dobrych 3 dni. Teraz mogłabym je nastawić, ale córa zasnęła mi na kolanach i tak cudnie śpi, że nie mam sumienia jej ruszać ;-)
Oj skąd ja to znam. Mam wrażenie, że początki sa trudne, bo my jesteśmy mniej zorganizowane niż później, wszystkiego się dopiero uczymy. Z jednej strony wspominam pierwsze kilka miesięcy i widzę Alę która naprawdę dużo spała. Owszem jadła pół godziny ale potem zasypiała. Teraz w ciągu dnia ma tylko 2 drzemki, a czy bawi się sama? Chwilę tak, później chce być albo na rękach, albo próbuje wspinać się po meblach, wiec stale trzeba jej pilnować. W związku z tym czasem ugotowanie czy posprzatanie jest cieżkie.
OdpowiedzUsuńTo fakt, na początku brakuje organizacji, bo i sytuacja jest zupełnie nowa. Spodziewałam się rewolucji, ale mimo wszystko nie aż takiej ;-)
Usuń