czwartek, 22 czerwca 2017

Taryfa ulgowa dla dziecka?

Ostatnia fala upałów wywołała u mnie inną falę - wspomnień z czasów, kiedy temperatury były grubo poniżej zera, a macierzyństwo pozostawało w sferze odległych planów. Rozmyślałam sobie o naszych wyjazdach snowboardowych i nagle BUM! Przypomniała mi się pewna sytuacja...


Stok narciarski, kolejka do wyciągu. Może nie jakaś gigantyczna, ale jednak trochę osób czeka. Czekam i ja. Nie znoszę sterczenia w kolejce, bo zazwyczaj panuje tam ścisk i ciągle ktoś wali swoim sprzętem w mój snowboard, czego szczerze nienawidzę. To tak jakby ktoś stał mi na plecach w kolejce do kasy w sklepie i jeszcze mnie poszturchiwał myśląc, że to coś przyspieszy. A tu dodatkowo ktoś mi obdrapuje deskę, moje ukochane ślizgadło. No nic, czekam dalej, zaciskając zęby. Nagle zauważam, że między ludźmi przepycha się dziewczynka, tak na oko powiedzmy 10-letnia. Sukcesywnie przesuwa się do przodu, mijając następnych kolejkowiczów. Gdy minęła i mnie, niewiele myśląc chwyciłam ją za kaptur i cofnęłam informując gdzie znajduje się koniec kolejki. Co wydarzyło się dalej? Posypały się teksty, że jak ja tak mogę, przecież to tylko dziecko. Jeden wyraźnie oburzony pan skwitował: "od razu widać, że nie ma pani dzieci". Miał rację, ale co z tego? Po dłuższej chwili znaleźli się też zwolennicy mojego haniebnego czynu, pokrzykujący, że dziecko trzeba wychowywać od małego. I tak oto zupełnie niechcący sprowokowałam ożywioną dyskusję na temat tego co dzieciom wolno i gdzie jest granica. Dlaczego to zrobiłam? Czy dziś, gdy sama jestem już mamą, postąpiłabym inaczej?

Nie chodzi mi o to, żeby zmuszać dziecko do stania w kolejce, nie czerpię z tego żadnej satysfakcji. Uważam natomiast, że trzeba dziecko uczyć pewnych rzeczy, kształtować pewne zachowania. I cwaniactwo nie jest tu specjalnie pożądane. Wprawdzie mała 10-letnia dziewczynka, wpychająca się bez kolejki, pozornie nie stanowi żadnego zagrożenia, ale czy za kilka lat, gdy będzie już dorosła, przypadkiem nie będzie robić tego samego? Przecież kolejki są dla frajerów, można wcisnąć się gdzieś w międzyczasie, po co stawać na końcu. Myślicie, że dorośli zawsze potulnie stają na końcu kolejki do wyciągu? A skąd! Całkiem spora część wciska się na chama, byle jak najszybciej posadzić tyłek na krzesełku. Kolejka do wyciągu oczywiście jest tylko przykładem, ale tego typu sytuacji nie brakuje. Czy takiego cwaniactwa powinniśmy uczyć nasze dzieci? Czy dziecko, któremu wolno robić coś "nieeleganckiego" z racji tego, że jeszcze jest dzieckiem, będzie wiedziało kiedy należy przestać?

Przykro mi, ale nie jestem zwolenniczką bezwarunkowej taryfy ulgowej dla dzieci. Boję się, że taki człowiek, gdy podrośnie, będzie uważał, że należy mu się absolutnie wszystko. Przecież zawsze tak było! Albo jestem przewrażliwiona, albo wokół nas jest coraz więcej rozwydrzonej młodzieży. Z czegoś to musi wynikać. Może właśnie z takiej pobłażliwości dla dziecięcego cwaniactwa? Nie oczekuję, że będziesz się ze mną zgadzać. Chętnie poznam Twoje argumenty. Natomiast mimo wszystko będę chciała wychować moją córkę tak, żeby potrafiła o siebie zadbać, ale nigdy kosztem innych ludzi.

1 komentarz:

  1. jestem zwolenniczką Twojej teorii i pewnie postąpiłabym podobnie w tej sytuacji. Uczę swojej 6 latki codziennie dobrych manier i nie raz i dwa była sytuacja z kolejką, że chciała się przecisnąć do przodu, ale wtedy zareagowałam tłumacząc co i jak.

    OdpowiedzUsuń