środa, 2 sierpnia 2017

Dziś jest dzień siadania - czyli rodzicu, nie popędzaj!

Rodzic, jak to rodzic, chciałby żeby dziecko wszystko robiło zgodnie z harmonogramem. Trzymanie główki, obroty z pleców na brzuch, siadanie, raczkowanie, chodzenie. I tak dalej, i tak dalej... "Pomagają" mu wszelkiego rodzaju poradniki, wyznaczające ramy czasowe dla kolejnych kamieni milowych. Dodatkowo w "internetach" pojawiają się wzmianki o dzieciach, które siedzą w wieku 5 miesięcy, a chodzą gdy mają zaledwie 10. Dzieci znajomych też jakoś tak nienawistnie wszystko robią szybciej niż nasze. I co wtedy?


Nie wiem dlaczego tak się stało, ale ubzdurałam sobie, że moje dziecko w wieku 6 miesięcy będzie już samodzielnie siadać. Bo przecież powinno. Bo to jedyny słuszny wiek na siadanie. Niby wiedziałam, że możemy ten etap rozwoju osiągnąć trochę później, ale byłam niemal pewna, że nas nie będzie to dotyczyć. Pół roku i ani dnia dłużej. Mijały dni i tygodnie. Tygodnie kumulowały się w miesiące, a moje leniwe dziecię nawet nie próbowało siadać. Pociechy innych blogomam, urodzone w tym samym czasie, już pięknie siedziały, a my dalej nic! Szczerze? Zaczęło mnie to niepokoić. Rodzice bywają w tej kwestii niecierpliwi. Rodzice to raz. Dziadkowie to dwa. Mój własny rodzony tata doprowadzał mnie do szału, przekornie gadając do Perełki każdego ranka, że "dziś jest dzień siadania". Oczywiście jedynym efektem takiego gadania mogła być moja wściekłość i narastająca frustracja, bo dziecko miało to głęboko w tyle. Myślałam, że zwariuję. W mojej głowie walczyły dwa duszki. Jeden szeptał, że przecież ma jeszcze czas, w końcu skończyła dopiero 8 (!) miesięcy. Drugi podpowiadał, że może to już jednak za długo? Może warto się temu bliżej przyjrzeć? Lekarz? Rehabilitacja? Bywało naprawdę nerwowo...


Co zatem należy zrobić jeśli nasze dziecko nie siada/raczkuje/chodzi, choć wg tabelek, poradników czy po prostu naszego przekonania już powinno to robić? Zaparzyć sobie melisę i wziąć głęboki oddech. Jeśli nie robi tego teraz, być może potrzebuje więcej czasu. Być może układ kostny jeszcze nie jest gotowy. Być może maluszek jeszcze nie wpadł na to, że potrafi zrobić coś więcej? Zdecydowana większość dzieci osiągnie kolejny etap rozwoju w swoim czasie. Nie wolno dziecka poganiać, pomagać, zmuszać. Żadnego sadzania czy stabilizowania poduszkami. Działając w ten sposób możemy wyrządzić dziecku krzywdę. Jeśli już naprawdę nie możemy wytrzymać i rozwój naszego malucha spędza nam sen z powiek, skonsultujmy się z lekarzem. Zbada, oceni fachowym okiem i, jeśli zajdzie taka potrzeba, wypisze skierowanie na rehabilitację. Samemu na własną rękę nic nie kombinujmy. Nie warto. Moja nieteściowa tylko raz na parę sekund posadziła Perełkę, gdy na chwilę się odwróciłam. Ale gdyby wzrok zabijał... ;)


I co dalej? Moje leniwe dziecko nagle w wieku 8,5 miesiąca stwierdziło, że już czas najwyższy posadzić pupę. Świat wtedy wydaje się ciekawszy, wszystko lepiej widać, a i łapkami wygodniej się manewruje. O dziwo bardzo szybko się tym znudziła, bo na przestrzeni kilku następnych dni zaczęła również raczkować i wstawać, opierając się o przedmioty. W ciągu tych kilku dni nadrobiła wszystkie "zaległości". Teoria skoków rozwojowych nie mogła wymarzyć sobie lepszego przykładu! A ja? Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą. I tak oto dziecię zafundowało mi lekcję pokory i cierpliwości jednocześnie... Mam tylko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to maturę już zda w terminie ;)


Jak było u Was? Czy Wasze maluszki testowały Waszą cierpliwość? A może rozwijały się, nazwijmy to, "książkowo"? Potrafiliście wytrwale czekać na kolejne sukcesy w rozwoju?


6 komentarzy:

  1. My z racji tego, że mieliśmy po porodzie problemy w wieku niespełna 3 miesięcy zaczęliśmy rehabilitację.
    Dzięki temu Młody bardzo szybko zaczął wszystko robić, a ja byłam bardzo szczęśliwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze że otrzymaliście fachową pomoc. Cieszę się, że synek tak pięknie się rozwija :)

      Usuń
  2. kiedy moje dziecko się urodziło i trafiło na OIT, gdzie się nasłuchaliśmy o MOŻLIWYCH skutkach niedotlenienia, to wszelkie normy i wytyczne rozwojowe odstawiliśmy na bok. Przestaliśmy całkowicie patrzeć na to, co i kiedy dziecko powinno umieć. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mogą być opóźnienia. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze dziecko może nigdy nie chodzić... Wydaje mi się, że dopiero w takich sytuacjach człowiek osiąga pełną świadomość..
    Moje dziecko usiadło jak miało skończone 4 miesiące. Wbrew wszystkim.. wbrew logice i lekarzom. Wbrew prawu i naturze. chodzi, żyje.. Jest.. Reszta nie ma znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Dosłownie aż miałam ciarki na plecach czytając go. Gratuluję Wam z całego serca, tego, że Wasze szczęście jest zdrowe. Ale gratuluję też ogromnej siły i odporności psychicznej.

      Usuń
  3. Eh sama pamiętam, że te 6 miesięcy jako moment na samodzielne siadanie wryło mi się w pamięć. Nie wiem, czemu tak się uczymy - że 6 miesiecy to ma siedzieć, rok to ma robić pierwsze kroczki. Bo to nie jest dokładnie tak, że 6 miesiecy i musi siedzieć, są widełki pomiędzy które dziecko powinno się zmieścić. Myślę, że tak nawet do 9-10 miesiąca dajmy dziecku czas bez nerwów. Sama o tym u siebie pisałam jak dobrze wiesz. Ale tamtej tekst był pisany z perspektywy matki, której dziecko jeszcze nie siedzi. Dzisiaj ma prawie półtorej roku, siedzi, stoi, chodzi, ba, nawet biega, robi przysiady. Wszystko z nią w jak najlepszej formie. Owszem, usiadła późno, ale wszystko inne potem robiła szybciutko. Dzisiaj już nie pamiętam tego zastanawiania się kiedy usiądzie, więc wiem, że to nie jest istotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale pamiętam Twój post, uważam go za jeden z najważniejszych. I choć niby wiedziałam, że na siadanie mamy jeszcze czas, to jednak już zaczęłam się denerwować. Zwłaszcza, że troje innych blogodzieci urodzonych w dokładnie tym samym czasie (kilka dni różnicy) już dawno siedziało, przynajmniej na zdjęciach ;) I teraz wyobraź sobie rodzica, który nie wie, że nie wolno sadzać. Jeszcze dookoła dobre rady cioć i babć. I pasztet gotowy.
      Odkąd Was "znam", Ala zmieniła się nie do poznania. Rozwija się pięknie, tylko pozazdrościć :)

      Usuń