środa, 19 października 2016

Sprawy urzędowe – uznanie ojcostwa dziecka nienarodzonego

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego tak często ludzie, żyjący „na kocią łapę” na wieść o ciąży w popłochu planują legalizację związku. Wydawało mi się to mało poważne, bo ślub powinno się brać z przekonania, a nie dlatego, że dziecko jest w drodze. Teraz już wiem… I zaczynam rozumieć…




Nie mamy z Ukochanym ślubu. Nie był nam do niczego potrzebny, nawet gdy postanowiliśmy powołać do życia Perełkę. Nie zastanawialiśmy się nad formalnościami, a jedynie nad tym, żeby stworzyć szczęśliwą rodzinę. Tak naprawdę na formalności zwrócił mi uwagę… mój lekarz prowadzący ciążę. Wyraził on głębokie zaniepokojenie faktem, że żyję w kompletnej beztrosce zamiast jeszcze przed porodem włóczyć się po urzędach. Ja tymczasem wychodziłam z założenia, że po prostu po urodzeniu się Perełki pójdziemy razem do urzędu, zarejestrujemy córkę i będzie po bólu. Jakie było moje zdziwienie, gdy lekarz zaczął niemalże straszyć mnie (w dobrej wierze oczywiście) konsekwencjami wynikającymi z takiego beztroskiego podejścia do tematu. Doradził mi, żebyśmy czym prędzej, jeszcze przed porodem, załatwili w Urzędzie Stanu Cywilnego uznanie ojcostwa. Dobrze, zrobi się…


Zaczęliśmy badać temat. W Internecie wszystko wyglądało banalnie łatwo: idziemy do dowolnego USC z dowodami osobistymi, podpisujemy oświadczenia i już. Super! Tak to ja mogę załatwiać wszystkie formalności. Umówiliśmy się, że odwiedzimy jeden ze stołecznych Urzędów Stanu Cywilnego w poniedziałek, bo wtedy jest dłużej czynne i Ukochany nie będzie musiał zrywać się z pracy. Jako że przyczłapałam się do urzędu trochę wcześniej i zorientowałam się, że nie ma absolutnie ani jednego interesanta (szok! zdziwienie! radość!), postanowiłam zacząć działać jeszcze przed przybyciem Ukochanego. Pani urzędniczka nie wyglądała na zapracowaną, a jednak kazała mi czekać. Później w przypływie łaski zapytała co od niej chcę. Gdy powiedziałam, że chodzi o uznanie ojcostwa i że termin porodu to połowa listopada, pani zrobiła zdegustowaną minę i rzuciła „no nie wiem, może jakoś zdążymy”… Słucham? Przychodzę po byle świstek z blisko 1,5-miesięcznym wyprzedzeniem i „może zdążymy”? Okazało się, że nic nie załatwimy od ręki (choć urząd był puściusieńki) i że musimy się umówić na audiencję. Pierwszy wolny termin – za 2-3 tygodnie i to też z wielką łaską i stękaniem. Coś mnie tknęło i zapytałam czy na pewno potrzebne są tylko dowody osobiste. A skąd! Jeszcze odpis skrócony aktu urodzenia matki i zaświadczenie od lekarza o ciąży (+ na kiedy jest wyznaczony termin porodu). Zaświadczenie najlepiej wystawione tuż przed umówioną audiencją w urzędzie – tak jakby tydzień czy dwa różnicy powodowały, że nagle coś się w kwestii mojej ciąży zmieniło. Bzdura. Zagotowałam się, no ale nie ma wyjścia, trzeba to załatwić. Na odchodne pani rzuciła mi, że mogę sobie poszukać innego USC , np. gdzieś pod Warszawą. Może tam mają mniej urodzeń i zgonów, a tym samym mniej pracy. Może tam załatwię szybciej…


Nie ukrywam, że troszkę szlag mnie trafił, bo jak inaczej mogę zareagować jeśli pani w pustym urzędzie proponuje mi 3-tygodniowy termin załatwienia sprawy i do tego jest tak przebrzydle niemiła, że nie mam ochoty absolutnie nic u niej załatwiać. Ukochany zaczął drążyć temat, dzwonić po innych urzędach i pytać jak to wygląda. Okazuje się, że praktycznie każdy urząd ma inne podejście do tematu dokumentacji potrzebnej do uznania ojcostwa. W jednym w ogóle nie potrzeba odpisu aktu urodzenia matki, w drugim zamiast zaświadczenia lekarskiego o ciąży wystarczy karta ciąży do wglądu (w końcu tam też jest pieczątka i podpis lekarza, a także planowany termin porodu). Istny dom wariatów, każdy mówi co innego. Na szczęście zaświadczenie o ciąży to żaden problem, akurat miałam wizytę kontrolną i świstek dostałam od ręki. Lekarz uśmiał się, że „dopiero teraz” się za to zabraliśmy. Jeżeli 1,5 miesiąca to mało, to ja dziękuję… Odpis skrócony aktu urodzenia znalazłam w domu, w swoich papierach. Ufff, wszystko mamy, można działać.


Ukochany znalazł USC w pewnej podwarszawskiej miejscowości. Przemiła (można? można!) pani powiedziała, że wszystko nam załatwi od ręki, jeśli tylko przyjedziemy z kompletem dokumentów. Spoko, wszystko mamy. Ale nagle okazuje się, że mój odpis skrócony aktu urodzenia może mi zasadniczo posłużyć już tylko jako papier toaletowy. Albo mogę sobie z niego zrobić samolocik. W każdym razie na pewno nie nadaje się do załatwienia uznania, bo w 2015 roku zmienił się system i teraz akt urodzenia musi być przeniesiony do nowego systemu w postaci elektronicznej. Oczywiście pani w poprzednim, warszawskim urzędzie nawet się o tym nie zająknęła, więc z dużą dozą prawdopodobieństwa gdybyśmy się tam pojawili po tych 3 tygodniach oczekiwania, okazałoby się, że mam akt urodzenia nie taki jak potrzeba i znowu nie da się nic zrobić. Chyba bym wybuchła… No ale wracając do podwarszawskiego, bardziej przyjaznego urzędu, pani zaproponowała, że UWAGA UWAGA załatwi za mnie wszystkie formalności związane z umieszczeniem mojego aktu urodzenia w bazie i jak do niej przyjadę, zostanie mi już tylko podpisanie dokumentów. Jak obiecała, tak też zrobiła, złota kobieta… Przyjechaliśmy do Urzędu, podpisaliśmy dwa papierki i dostaliśmy potwierdzenie uznania ojcostwa. Trwało to może z 15 minut. Szybko, miło, sympatycznie. Ni e czuliśmy się tam jak intruzi i było widać, że kobitka szczerze chce nam pomóc załatwić temat raz na zawsze. Boże, jak wiele zależy od tego na jakiego urzędnika się trafi…



Podsumowując: gdybyście kiedyś mieli załatwiać uznanie ojcostwa, z odpowiednim wyprzedzeniem wybierzcie sobie urząd, w którym chcecie to załatwić. Prawidłowość jest taka, że w mniejszych miejscowościach można to załatwić bardzo szybko czy nawet od ręki, natomiast w Warszawie (być może w innych dużych miastach też) trzeba się wcześniej umówić na konkretny termin i czas oczekiwania na spotkanie z urzędnikiem może wynieść ok. 2-3 tygodnie. Następnie radzę dokładnie dowiedzieć się w wybranym urzędzie jakie dokumenty są wymagane, żeby mieć czas na załatwienie zaświadczenia od lekarza albo umieszczenia aktu urodzenia matki w tej nieszczęsnej nowej bazie danych. Dopiero po takim przygotowaniu teoretycznym warto spotykać się z urzędnikiem. Ale i tak niezależnie od wszystkiego trzeba mieć dużo szczęścia żeby trafić na normalną, uczynną osobę, a nie babsko, które będzie robiło łaskę. Przeraża mnie jeszcze jedna rzecz. Mimo wszystko będę musiała jeszcze raz zmierzyć się z ta wredną „zapracowaną” paniusią w warszawskim (na wszelki wypadek nie wymieniam dzielnicy) USC, bo jest to urząd właściwy dla rejestracji dzieci urodzonych w wybranym przez nas szpitalu. Już się boję. Może już powinnam umówić się gdzieś na koniec listopada, żeby wyrobić się w terminie? :-)

4 komentarze:

  1. WOW ale macie maras...
    Ja nawet przed porodem nie myślałam o tym. Poszłam po porodzie z moim do urzędu. Musieliśmy wypełnić trochę więcej papierków i zdecydować jakie nazwisko ma dziecko i to wszystko. Z powodu upartego systemu zajęło nam to prawie 2h, ale załatwiliśmy to w 1 dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na upartego też mogliśmy tak zrobić, ale zawsze jest ryzyko, że z jakichś przyczyn po porodzie nie będziemy w stanie razem iść do urzędu i wtedy ojciec w zasadzie nie ma prawa do własnego dziecka. Wyobraźmy sobie np. taką hipotetyczną sytuację, że coś złego przytrafia się matce. Z prawnego punktu widzenia ojciec jest wtedy jakimś obcym facetem...

      Usuń
  2. My też woleliśmy załatwić uznanie ojcostwa. Głównie po to, żebyśmy po porodzie nie musieli jechać z córką to załatwiać. Ale problemu nie mieliśmy, jedynie potrzebowaliśmy wziąć nasze akty urodzenia, bo urodziliśmy się gdzieś indziej niż miasto zamieszkania ;) A nasz ginekolog jak prosiłam go o zaświadczenie, że jestem w ciąży (u nas w USG wymagali zaświadczenia, a nie karty ciąży) to zażartował własnie czy potrzebuję tego, bo będziemy brać ślub przed porodem - a do porodu został nam już wtedy tylko miesiąc ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Załatwienie tego przed porodem daje ten komfort, że później nie musicie wszystkiego załatwiać razem, z malusim dzieckiem, w urzędach i przychodniach pełnych zakatarzonych ludzi ;-) Poza tym jeśli faktycznie będę miała cc, kto wie jak będę się czuła? Jeśli można sobie pewne formalności ułatwić, warto skorzystać. Zwłaszcza że, jak widzę, w innych miejscach w kraju jest to robione bez problemu :-)

      Usuń