środa, 5 października 2016

Kosmetyków ciążowych nigdy dość...

Nie pamiętam kiedy ostatnio był tak fatalny dzień. Fatalny pod względem pogody. Zdrowy rozsądek nakazuje głównie siedzieć w domu, a spacery z psem skracać do niezbędnego minimum. Od samego rana w stolicy pada i wieje. Nie owijając w bawełnę, jest paskudnie. Nawet Perełka cicho siedzi w brzuchu i tylko od czasu do czasu nieśmiało się porusza. A jeśli już chodzi o brzuch, zanim wróciłam z działki do stolicy, pstryknęłam jeszcze fotkę jednego kosmetyku, który uzupełnił moją kolekcję mazideł dla ciężarówek...




Myślałam ciepło o jego zakupie już jakiś czas temu, tylko czekałam na jakąś promocję. Na szczęście nie musiałam czekać długo, bo Rossmann dość często ma promocyjne ceny na kosmetyki Hipp. No właśnie! Chodzi o oliwkę do masażu Hipp Mamasanft. Mój romans z masłem Hipp Mamasanft trwa w najlepsze (choć widać już dno słoiczka) i jestem nim zachwycona, więc nie byłabym sobą, gdybym nie sięgnęła jeszcze po inny kosmetyk z tej serii. Niby używałam "dziecięcej" oliwki Hipp Babysanft, ale jestem ciekawska i pazerna :-) więc nie mogłam się powstrzymać. I tak oto w mojej kosmetyczce zagościła nieduża buteleczka z pomarańczową zawartością.


Oliwka Hipp Mamasanft, jak na kosmetyki Hipp przystało, ma ładny, naturalny skład z dodatkiem olejków jojoba, rokitnikowego i migdałowego. Opakowanie to poręczna, nieduża (100 ml) buteleczka, estetyczna i z ładną nakrętką. Niestety nie ma takiego sprytnego lejka jak oliwka dla dzieci, ale mimo to ani razu jeszcze kosmetyk nie pociekł mi po opakowaniu podczas jego nabierania w dłoń. Zapach identyczny jak w przypadku mojego ukochanego masła z tej serii. Dość charakterystyczny, lubię go. Co mogę za to powiedzieć o samym kosmetyku? Łatwo się rozsmarowuje i przyzwoicie wchłania (odnoszę wrażenie, że ciut słabiej niż oliwka Hipp Babysanft). Najważniejsze jest to, że doskonale nawilża i uelastycznia skórę w najtrudniejszym dla niej momencie - gdy musi się ona w obrębie brzucha rozciągnąć bardziej niż kiedykolwiek. Dodatkowo oliwka bardzo skutecznie łagodzi swędzenie skóry, jeśli tylko zamierza się ono pojawić. Ogólnie kosmetyk bardzo na plus, na pewno będę go używać również po porodzie.


I już na sam koniec... Do opakowania dołączona jest śliczna, kolorowa ulotka. Znajdują się na niej rysunki obrazujące sposoby wmasowywania oliwki w różne części ciała, narażone na dodatkowe obciążenie w czasie ciąży. Jest też dość szczegółowy opis tych działań, ale... No właśnie. Jest jedno "ale", trochę z przymrużeniem oka ;-) Ulotka zaczyna się od słów "Herzlich Willkommen" i trwa w tym języku do samego końca. Ja naprawdę uwielbiam naukę języków obcych, ale za ten jeden konkretny nie złapię się nigdy ;-)


Kochani, przy okazji przypominam o konkursie, w którym przy bardzo niewielkim wysiłku można wzbogacić się o komplet biżuterii – szczegóły na FB: KLIK Zapraszam! Im więcej się nas zbierze, tym szybciej będę w stanie przeprowadzić kolejny konkurs, z ciekawą nagrodą od sponsora!

2 komentarze:

  1. Niemiecki to wcale nie taki trudny język :)
    Ja miałam tylko olejek Bio oli.
    Dobrze się sprawdzał dlatego nie kupowałam nic więcej. Oliwka wydaje się być ciekawa.
    Buziaki Kochana

    OdpowiedzUsuń
  2. To nawet nie chodzi o poziom trudności. Pewnie szybko bym się go nauczyła, chociażby dlatego, że b. dobrze znam angielski, a to ta sama rodzina językowa. Koleżanka, która perfekcyjnie włada niemieckim, czasem dla jaj daje mi jakiś tekst do przeczytania i podobno wymowę mam świetną, zwłaszcza jak na osobę, która nigdy nie była na ani jednej lekcji ;-) Ale mam do tego języka jakąś taką niewytłumaczalną awersję... Nie, to nie dla mnie ;-)
    Ściskam! :-)

    OdpowiedzUsuń