czwartek, 26 stycznia 2017

Cytologia jest nudna! Dopóki wynik jest dobry...

Ile razy pomyślałaś sobie, że cytologia to strata czasu? Nieprzyjemne badanie, które nic nie daje. A poza tym przecież jesteś jeszcze młoda, więc nic ci nie grozi. Błąd!




Badanie cytologiczne wydaje nam się tylko nudną koniecznością, dopóki jego wyniki są prawidłowe, czyli otrzymujemy wynik zaliczany do grupy I lub II w skali Papanicolau (w ostatnich latach coraz częściej sięga się także po dokładniejszy, bardziej opisowy system Bethesda, jednak większość z nas jest przyzwyczajona do skali Papanicolau właśnie). Wynik ten oznacza, że w rozmazie nie występują komórki nieprawidłowe. Taki wynik zazwyczaj wrzucamy gdzieś na dno szuflady i szybko o nim zapominamy. Co innego, gdy na naszym wydruku widnieje grupa III, czasami dodatkowo z adnotacją "podejrzenie infekcji wirusem HPV”. Wtedy nagle nogi robią się jak z waty – zwłaszcza jeśli kobieta niebawem chciałaby zostać mamą…


O wirusie HPV też bywa głośno, głównie przy okazji… raka szyjki macicy. HPV, czyli wirus brodawczaka ludzkiego, lubi być bowiem oskarżany o doprowadzanie do niebezpiecznych zmian w szyjce macicy, które w konsekwencji mogą doprowadzić do wystąpienia zmian o charakterze nowotworowym. Warto pamiętać o tym, że istnieje wiele typów wirusa HPV i nie wszystkie z nich charakteryzują się wysokim potencjałem onkogennym. Ponadto przyjmuje się, że kontakt z wirusem brodawczaka ludzkiego ma ok. 2/3 populacji, przy czym u zdecydowanej większości osób organizm sam w ciągu kilku miesięcy zwalcza wirusa i infekcja przebiega bezobjawowo. Ale to nie znaczy, że należy bagatelizować możliwość wystąpienia takiej infekcji. Podstawą, w przypadku otrzymania niepokojącego wyniku badania cytologicznego (wspominającego o możliwości zakażenia HPV) powinno być wykonanie testu na obecność wirusa HPV, który odpowie nam na pytanie czy i ewentualnie które typy wirusa HPV zakłócają nasz spokój. Jedne są bardziej „wredne”, inne mniej – warto wiedzieć co się dzieje w naszym organizmie i skonsultować wynik z lekarzem. Jeśli wynik będzie niepokojący (najbardziej onkogenne typy wirusa HPV to typ 16 i 18), prawdopodobnie lekarz zleci lub wykona badanie kolposkopowe, które na szczęście nie jest nieprzyjemne. Co innego pobieranie wycinków szyjki w celach diagnostycznych – ono też nam grozi i niestety jest bolesne, ale czasami konieczne, żeby sprawdzić czy wirus HPV nie spowodował w szyjce macicy powstania zmian przednowotworowych, nazywanych dysplazją szyjki macicy (CIN). W wariancie pesymistycznym może się okazać, że konieczne jest wykonanie zabiegu elektrokonizacji szyjki macicy. Jest to zabieg wykonywany w znieczuleniu ogólnym lub miejscowym i polega na wycięciu zmienionego chorobowo fragmentu szyjki macicy przy pomocy pętli elektrycznej. Jeszcze w dniu zabiegu można wrócić do domu, a wycięty fragment szyjki trafia do laboratorium na badanie histopatologiczne.


Jest to przerażający scenariusz dla każdej kobiety, zwłaszcza jeśli myśli ona o zajściu w ciążę. Nagle okazuje się, że trzeba zmienić plany. Pojawiają się pytania o to, czy sytuację uda się opanować, czy wszystkie groźne zmiany uda się zatrzymać na czas, czy wirus HPV zniknie wraz z wykonaniem zabiegu. No i przede wszystkim czy po takich przejściach można bezpiecznie starać się o dziecko? Z jakimi zagrożeniami się to wiąże?


Poznajcie moją historię. Cytologię robiłam regularnie, co rok, ciesząc się z wyników na poziomie grupy II lub okazjonalnie I. Za którymś razem niestety zabrakło mi szczęścia i wynik cytologii wskazał na grupę III oraz zmiany patologiczne i infekcję HPV. Testy wykazały obecność HPV typu 16 i 18 (czyli tych najbardziej wrednych), nawet lekarz załamał ręce i zapytał czy już urodziłam wszystkie dzieci, które bym chciała. Nie urodziłam żadnego, dopiero planowałam pierwsze! I chyba dopiero w tym momencie tak naprawdę zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Później była kolposkopia, pobieranie wycinków szyjki i czekanie na wynik badania histopatologicznego. Wynik – zmiany dysplastyczne II stopnia. Konieczny zabieg. Elektrokonizacja w znieczuleniu ogólnym została wykonana w styczniu 2015. Ponowny test na obecność HPV wykazał obecność już tylko jednego z dwóch „intruzów” – ale nie wiadomo gdzie, bo w kolejnym badaniu kolposkopowym żadnych zmian nie było widać… To była ogromna ulga.


Gdy już odpędziłam od siebie widmo raka szyjki macicy, zaczęłam interesować się tematem ewentualnego zajścia w ciążę. Czy ciąża po infekcji HPV i po elektrokonizacji szyjki macicy jest możliwa? Otóż w pierwszej kolejności trzeba poczekać na całkowite zagojenie się szyjki po zabiegu, wtedy lekarz będzie mógł ocenić sytuację i wyrazić swoją opinię na temat ewentualnego zajścia w ciążę. Najważniejsze jest to, że „przygoda” z niepokojącymi zmianami w strukturze szyjki macicy nie oznacza definitywnego końca marzeń o macierzyństwie. Jeśli szyjka jest już zagojona i badanie nie uwidacznia dalszych zmian, prawdopodobnie lekarz da nam zielone światło. Spotkałam się również z teorią, że ciąża jest w stanie wspomóc leczenie ewentualnych zmian, które jeszcze gdzieś tam się chowają. Ale czy na pewno jest aż tak kolorowo? Niestety szyjka po elektrokonizacji jest, bądź co bądź, okaleczona i osłabiona. To z kolei zwiększa ryzyko utraty ciąży na wczesnym jej etspie. Lekarze ostrzegają, że mogą wystąpić problemy z donoszeniem ciąży. Ale czy to jest powód żeby nie próbować i zrezygnować z marzeń o macierzyństwie? Wielokrotnie konsultowałam się też z lekarzami w kwestii obecności wirusa HPV a samego momentu porodu. Czy dziecko jest bezpieczne, jeśli musi się przeciskać przez kanał rodny zainfekowany wirusem? Na szczęście lekarze zgodnie twierdzą, że ewentualna obecność wirusa HPV nie stanowi żadnego zagrożenia dla dziecka i nie stanowi tym samym wskazania do cesarskiego cięcia. Można więc bezpiecznie rodzić siłami natury!


A jak kończy się moja historia? W pierwszym trymestrze były chwile grozy i ryzyko utraty ciąży. Na szczęście sytuację udało się opanować farmakologicznie i ograniczając ruch, a dalszy przebieg ciąży był już książkowy. W końcu na świecie pojawiła się ona - Perełka. Cała i zdrowa... Jaki z tego morał? Właściwie są dwa:
Pierwszy: róbmy regularnie badania cytologiczne, bo mogą nam one uratować życie.
Drugi: w żadnej sytuacji nie wolno się poddawać, trzeba do końca walczyć o swoje marzenia. Bo jak dasz za wygraną, to już na pewno nic z tego nie będzie.


Badanie cytologiczne powtórzę, gdy Perełka będzie miała pół roku. Późnej z duszą na ramieniu powtórzę test na obecność wirusa HPV... A Wy, Drogie Panie, robicie cytologię regularnie?


Do opublikowania tego postu skłonił mnie obchodzony w ostatnim tygodniu stycznia Tydzień Walki z Rakiem Szyjki Macicy.

3 komentarze:

  1. Kiedyś robiłam cytologię co 1,5 roku - za sprawą porady mojej lekarki, że "jest Pani młoda to można robić rzadziej". Teraz miałam robioną po porodzie i na następną myślę, że już będę chodziła co rok ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak jest bezpieczniej, bo w razie czego im szybciej zareagujemy, tym lepiej. Poza tym trzeba mieć własny rozum. Moja (już teraz była) lekarka zobaczyła u mnie III grupę + podejrzenie HPV, machnęła ręką i powiedziała, żeby tylko powtórzyć cytologię za pół roku. Z trudem wyżebrałam od niej skierowanie do przyszpitalnej przychodni specjalistycznej. Tam zrobili szczegółowe badania i załamali ręce, że ktoś tak to zbagatelizował. Później na cito zabrali się za leczenie mnie. Cholera wie co by było gdybym posłuchała tamtej lekarki i czekała kolejne pół roku...

      Usuń
  2. Robię ją dośc regularnie, zwłaszcza , że starając się (nieudolnie i bez efektu) o drugie dziecko, mialam problemy z polipami :(

    OdpowiedzUsuń